Dzisiaj Wigilia, za oknem przez chmury przebijały się
promienie słoneczne, prużył lekki, ale przyjemny śnieg. Dzieci za oknem bawiły
się na placu zabaw, z okien sąsiednich kamiennicy widać było ulatniający się
dym, prawdopodobnie gotowali lub piekli potrawy Wigilijne. W szybach odbijały
się światełka z choinek, gdzieniegdzie słychać było różne kolędy. Było
południe, z każdą chwilą liczba dzieci malała, co chwila kolejna matka wołała
swoje pociechy do domu. Była jednak
jedna mała dziewczynka, która nie wyszła, a jej dom był przeciwieństwem
mieszkania ich sąsiadów, bowiem rodzina zna przeciwka było rodziną katolicką, od
rana słychać było u nich przygotowania do kolacji, ale nie krzyki i
zamieszanie, jak u niej, było tam spokojnie i miło. Co chwila otwierały się
drzwi, otwierała je mała dziewczynka, miała 9 lat i śliczne rude włosy związane
w dwa warkocze, a na jej szyi wisiał naszyjnik z podobizną Matki Boskiej.
Dziewczynki spoglądały na siebie, czarnowłosa Sara patrzyła na nią z lekką
zazdrością, ale i radością. Często przyglądała się mieszkaniu w tle, widziała
nieco otyłą kobietę o równie rudych włosach jak jej córka. Z budowy dzieci były
podobno, ale różnica byłą jedna i ogromna. Sara nie miała nóg. Gdy tata
rudowłosej wracał do mieszkania zazwyczaj z różnymi siatkami bądź pudłami,
dziewczynka zamykała drzwi. Sara zrezygnowana odjeżdżała na wózku i zamykała
swoje. Nigdy jednak nie sięgała do najwyższego zamka więc w każdej chwili ktoś
mógł je otworzyć. Wracała do swojego pokoju, dom był specjalnie przystosowany
dla niej, żadnych schodów, stopni czy minimalnych wzniesień. Co prawda
mieszkała na 1 piętrze, ale miała windę więc to nie stanowiło problemu.
Od rana je rodzice krzątali się zestresowani po mieszkaniu,
dziewczynka wjechała do swojego pokoju, zamknęła drzwi i wróciła do swojego
ulubionego zajęcia, rysowania. Pomimo swojego młodego wieku jej talent już się
ujawnił. Rysowała właśnie małego kucyka bez jednej nóżki, był odsunięty od
stada, które zerkało na niego z wyraźnym obrzydzeniem i złością. Był to obraz
odzwierciedlający jej uczucia. Tak o to widziała siebie wśród innych dzieci.
Narysowała jeszcze jednego kucyka, który wysunął się na przód stada i
przyjaźnie zerkał na trzynogiego wyrzutka. Miał rudą grzywę zaplecioną w
warkocze. Gdy już skończyła obraz schowała go do książki i wyjęła kolejną
kartkę. Narysowała małą choinkę, a obok niej jej rodzinę: 14 letniego brata
Krzysia, mamę i tatę. Każdy był zadowolony, szczęśliwy. Przed nimi stał stół
pełen potraw. Sara miała jeden problem, nie umiała rysować talerzy, ale nie
stanowiło to zbytniego błędu, który zepsułby obraz. Zadowolona spojrzała na
woje dzieło i udała się z uśmiechem na ustach do jadalni.
-Mamo ! Mamo ! Popatrz, mam cos dla ciebie!- zawołała
radośnie do kobiety, która właśnie chodziła z kuchni do jadalni z różnymi
talerzami. Co chwila krzyczała do mężczyzny, który stał w kuchni za blatem i
przyrządzał jedzenie, był bardzo zdenerwowany i jeszcze głośniej krzyczał na
żonę różne wyzwiska. Oboje byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli dziecka.
Zrezygnowana i smutna odwróciła się i ruszyła do pokoju brata.
-Krzyś? Krzyś!- zawołała, ale ten nie słyszał. Miał na
uszach słuchawki i grał na komputerze w jakąś grę. Sara widziała tylko kawałek
karabinu, który strzelał do ludzi. Jej smutek zmienił się w złość. Wycofała się
trzasnęła drzwiami z całej siły. Jej matka zareagowała, krzykiem.
-Co ty wyprawiasz do cholery!? Sara won do pokoju i nas nie
rozpraszaj!- oczy dziewczynki zapiekły, ruszyła do pokoju i jak gdyby nigdy nic
spojrzała przez okno. Znowu widziała tłum dzieci bawiących się ze sobą. Zobaczyła
też dwoje ludzi huśtających swoją córkę na huśtawce. Łzy wypłynęły na wierzch,
serce zabolało. Chciała chociaż raz przeżyć takie święta jak rodzina zna
przeciwka.
Nastał wieczór, rodzice nieco się uspokoili. Na stole było
już wszystko, 12 potraw, naczynia, obrus. Krzyś włączył telewizor, leciał
akurat Kevin sam w domu. Rodzice zajęli się filmem popijając wino. Sara obserwowała ich w
skupieniu, za chwilę wybuchła
-Mamo. Czemu jesteście tak zapatrzeni w ten ekran?!
Oglądacie to po raz kolejny, nigdy jednak nie śpiewaliśmy kolęd, nie
rozmawialiśmy. Nigdy te święta nie były wesołe! Od rana się kłócicie,
krzyczycie, Krzysiek siedzi na komputerze! Nikt nawet nie zauważył, ze coś dla
was zrobiłam! Zuzia zna przeciwka jest wesoła, jej rodzice na spokojnie
wszystko robili, a ona im pomaga. Nikt się nie kłóci, każdy się uśmiecha! Czemu
u nas tak nie jest?!- wszyscy patrzyli na nią oszołomieni. Takie słowa z ust
dziesięciolatki były doprawdy zdumiewająca. Pierwsza zareagowała matka.
-Wyjdź.- odezwała się spokojnym głosem.- WYJDŹ!- teraz
krzyczały przez łzy, ojciec ujął ją w ramiona. Sara wściekłą i smutna wyjechała
z jadalni, ale nie do pokoju. Wyjechała na korytarz. Usłyszała tylko jeszcze
parę zdań matki: „Ja jej nie cierpię! Ten potwór! Mówiłam, żeby ją zostawić!”
„Jak ja mogłam chować potwora bez nóg, takie dziwolągi zawsze są podłe!”
„urodziłam kosmitę, czemu ja?!” Słowa obcych osób bola, ale najbardziej bolą te
od osoby, którą się kochało. Sara cicho
zaszlochała. Drzwi sąsiadów się otworzyły, rudowłosa dziewczynka wyszła przed
mieszkanie i się uśmiechnęła. Obie się uśmiechnęły, Sara odwróciła wózek,
rudowłosa podała jej rękę. Były już przy drzwiach kiedy wózek Sary zjechał an
schody i dziewczynka poleciała wraz z nim. Przeturlała się na sam dół, leżała
na karku, z głowy leciała jej krew, wózek leżał na niej, jedno koło było
wygięte. Dziewczynka zawołała rodziców, którzy zaraz wybiegli przed mieszkanie.
Zaraz za nimi rodzicie Sary. Matka dziewczynki już nie była zła. Zbiegła
przerażona i uklękła przy ciele córki. Zaraz za nią ojciec. Krzysiek stał w
drzwiach oszołomiony. Matka płakała i błagała Boga by zwrócił jej córkę.
Przepraszała za swoje grzechy i błagała o litość Katolik by pomyślał: W końcu
Wigilia, czas cudów. Prawda jest taka, że cudy się nie dzieją. Dziewczynka się
nie obudziła. Za chwilę przyjechało pogotowie, które wezwał ojciec rudowłosej.
Zabrali ciało Sary. Matka stała i krzyczała, by ja oddali. By ją ratowali, ale
to na nic. Wszystko to obserwowała rudowłosa. Patrzyła spokojnie na
przyjaciółkę, z którą nigdy nie rozmawiała, ale wiedziała, ze nią była.
Spojrzała na rodziców swoich, później Sary, spojrzała na ziemię. Leżała na niej
książka, wystawała z niej kartka, pod nią druga. Wyciągnęła obie. Zobaczyła stado
kucy, ujrzała w nich siebie i przyjaciółkę. Spojrzała na drugi rysunek. Cicho
zapłakała, spojrzała z obrzydzeniem na rodzinę dziewczynki i wróciła do domu. Tamtego
wieczora już nikt się nie uśmiechał. Każdy tylko modlił się za Sarę.
Następne lata w domu rudowłosej mijały jak poprzednie, ale
nie licząc tego z wypadkiem Sary. Rudowłosa codziennie odwiedzała grób
przyjaciółki, opowiadała jej co się u niej działo. W Wigilie zawsze odwiedzała
cmentarz, przychodziła do niej z prezentem, czytała jej fragment książki, którą
znalazła po wypadku. Która należała do niej. Kilka lat po jej śmierci, gdy
miała już 18 lat przyszła znowu. Opowiedziała jej co słyszała z domu je
rodziców. Opowiedziała o Krzyśku, który wyrzucił komputer z domu, zaczął dbać o
rodzinę, znalazł dziewczynę. Są razem szczęśliwi. Rodzice Sary już więcej na
siebie nie krzyczeli, chodzili szczęśliwi, modlili się, śpiewali kolędy, nigdy
nie oglądali w telewizji. Jej matka w Wigilię dwa lata wcześniej założyła
fundację na rzecz odrzucanych dzieci, a ojciec nigdy nie przeklinał. Gdy
kończyła streszczać przebieg wydarzeń, zauważyła jasną, rozmazaną pustać na
końcu uliczki. Postać przypominała dziewczynkę, na wózku, o czarnych włosach.
Uśmiechnęła się, kiwnęła do rudowłosej i odjechała dalej, w las. Po chwili
odleciała z wiatrem. Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę przed siebie
po czym spojrzała na grób i powiedziała jedno zdanie: „Też się cieszę, że
zmieniłaś tych ludzi.” Po chwili jeszcze dodała „Szkoda, że mądrość przychodzi
zawsze za późno”. Odeszła. Przychodziła ponownie co roku, aż do jej śmierci.
Miała 78 lat. Zginęła w Wigilię. Nie miała już siły chodzić więc jeździła na
wózku. Jechała właśnie na cmentarz, kiedy jedno kółko zjechało ze schodów i
pociągnął ze sobą cały wózek i staruszkę. Kobieta zginęło na miejscu, pochowano
ją obok przyjaciółki. Od jej śmierci nikt nie odwiedzał ani jej, ani jej
przyjaciółki. Spoczęło samotnie na cmentarzu, obie zginęły w Wigilię, obie na
wózku. Dwie przyjaciółki, jedna śmierć
________________________
Morał
tego jest taki: Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Ale jesteśmy
nastroju świątecznym tak? To powiem wam jedno: Święta to czas radosny. Czas,
który spędzamy z rodziną, przyjaciółmi. Nie popełniajcie tego samego błędu co
rodzina Sary. Nie kłóćcie się, nie krzyczcie. To nie czas na stres, to czas
miłości i pokoju. To czas rodzinnego ciepła, nie chorych sprzeczek.
Pamiętajcie, że ważne jest to co teraz i tu. Za dwa lata nie będziecie mogli
naprawić błędów z dzisiaj. Pamiętajcie!
Świątecznie inaczej:.
Wieczór Wigilijny zbliżał się wielkimi krokami! Za dwie
godziny mieli zjawić się pierwsi goście. Iza krzątała się po domu z uśmiechem
na ustach, z radia leciały kolędy i świąteczne piosenki. Rafał nakrywał do
stołu, a Darek trzymał małą Magdę, która zakładała gwiazdę na czubek choinki.
Wszystkie dania były prawie gotowe, jeszcze tylko przyprawić i udekorować.
Ojciec pomógł Rafałowi, każdy cicho nucił piosenkę „All I want for Christmas is
You”. Wybiła 16;00, wszystko było gotowe, rodzina była w komplecie. Iza z
Darkiem siedzieli na krzesłach po prawej stronie stołu, dzieci siedziały po
bokach rodziców, naprzeciwko siedzieli rodzice małżeństwa. Zaczęli się modlić,
podzielili się opłatkiem. Każdy złożył najpiękniejsze życzenia jakie tylko
wymyślił. Zaczęli kolację. Matka Darka chwaliła barszcz Izy, a dzieci wierciły
się nie mogąc doczekać się prezentów. Gdy już każdy zjadł 12 potraw nadszedł
czas na podarunki. Dzieci rzuciły się do swoich paczek. Magda dostała różową
gitarę, a Rafał 6 książek. Rodzice Darka dostali sklejkę ze zdjęciami z rodziną
oprawione w drewnianą ramę, a rodzice Izy dostali bilet na wyjazd do Grecji w
sierpniu. Młode małżeństwo otrzymało od
dzieci książkę kucharską, a od swoich rodziców kosmetyki. Iza dodatkowo
otrzymała od męża piękny naszyjnik, ale! Nie to było ważne! O północy poszli na
Pasterkę. Stali na zewnątrz kościoła i śpiewali kolędy. Kobieta trzymała na
rękach córkę żeby lepiej widziała żywą szopkę. Po całym wydarzeniu pewien
mężczyzna zatrzymał na chwilę Izę. Obejrzała się zdziwiona, zobaczyła Piotra
Roguckiego, swojego idola z dawnych lat. Kiedyś chodziła na jego koncerty, ale
musiała przestać przez studia i rodzinę.
-Czy my się… -zaczął wokalista, ale Iza mu przerwała.
-Spadam. Zostaniesz sama…- zanuciła, a Rogucki tylko się
uśmiechnął.
-Wiedziałem, że cię kojarzę Iza. Nigdzie nie pomyliłbym tej
twarzy. – uśmiechnął się objął ją ramieniem. Ostatnio widziała go 9 lat temu. Pominęłam
fakt, że oprócz miłości do jego muzyki, oboje byli dobrymi przyjaciółmi póki
kontakt się nie zerwał. Teraz wszystko było po staremu. Iza przedstawiła mu
swoją rodzinę, wymienili się historiami z minionych lat. Znowu zostali
przyjaciółmi. Cuda jak widać się zdarzają. Wigilia łączy ludzi.
__________________
O to i proszę Świątecznie. Nie podoba mi się na wesoło, ale cóż. Wolę jednak pisać tragedię... Teraz czekam na krytykę i idę sprzątać dom :) Mam nadzieje, że weźmiecie sobie to do serca! Pewnie jeszcze jutro tutaj wpadnę więc na razie niczego Wam nie życzę xD Papa :)
Jak czytałam tę pierwszą historię, łzy stanęły mi w oczach :'/
OdpowiedzUsuńCzyli osiągnęłam sukces :) Właśnie tak ludzie mieli na nią reagować :)
UsuńNawet nie wiesz do jakiego stanu mnie doprowadzilas...zwlaszcza, ze ta dziewczynka tak naprawde przedstawia okolo 60% dzieci...Napisz mi wiecej takich opowiadan!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :) Planuj jeszcze 3-4 takie opowiadania do końca stycznia :) Jeśli to się podobało, możliwe, że i to: My dream, my world. :) Polecam obserwowanie, żeby byc na bieżąco XD
Usuń