Obudził mnie dzwonek telefonu. Nie zwykły, lecz specjalny. Wiedziałam
kto mógł dzwonić. Zrzuciłam połączenie, przetarłam oczy i spojrzałam na
wygaszacz komórki. 4:37. Bosko. Złapałam koc i spróbowałam sie bezszelestnie i
jak najlżej zgramolić swoje ciało z chłopaków. Stoję, teraz tylko dojść do
drzwi. Łatwo nie było, wszędzie kawałki kanapek i popcornu, przyświeciłam sobie
drogę telefonem i jak w labiryncie dotarłam z trudem do celu.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór, powietrze było świeże i
wilgotne. Przed góralskim domem rosły iglaste drzewa, poranna rosa trwała w
najlepsze, z oddali dało się usłyszeć śpiew ptaków, które budziły się do życia.
W nocy musiał padać lekki deszcz, bo na ziemi utrzymywały się małe kałuże.
Spojrzałam w prawo, na huśtawkę, własnoręcznie rzeźbioną. Na jej tle widać było
szczyty gór, najlepszy widok po przebudzeniu. Poszłam w stronę gór, usiadłam na
bujawce i odblokowałam telefon. Sprawdziłam nieodebrane połączenie. Mynio. Tak
też myślałam, wcisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam na połączenie. Odebrał po
drugim sygnale.
-No witam.- odezwał się w słuchawce jak zawsze miły, łagodny
ton mężczyzny. Był nieco zachrypnięty, pewnie jest po koncercie, a skutki
wydarzenia połączył z dwoma drinkami.
-Hejo, Myro po co do mnie dzwonisz o 4:37?- odezwałam się
lekko poirytowana a zarazem na wpół przytomna.
-A co to ? Nie mogę już dzwonić tak po prostu ?- zaśmiał się
i przeszedł do prawdziwego powodu- Dobra już żyję, to co ? Jutro 13przy
jeziorze wam pasuję ?
-Co ?- spytał mocno zdezorientowana, nagle usłyszałam huk i
oprócz cichego przekleństwa, które padło z ust Mynia usłyszałam krzyk zachrypłego
Lolka. Wiedziałam.
-Dureń. Y… A ! No jak to na co ? Przecież przyjeżdżamy po
was jutro i jedziemy na imprezę Rafała !
-O boże… To jutro.
-Nie wczoraj, jasne, że jutro. Co cie tak martwi ?
-Mynio… Jestem na planie do teledysku Marsów w górach. Nie
mogę tam być.- no tak. Jutro urodziny Rafała, a mnie i Julki tam nie będzie.
Bosko. Niby mogłabym Emma przekonać, byśmy większość materiału dzisiaj
ogarnęły, a jutro wolne od 13, ale jak ja się do cholery dostanę do Olsztyna ?!
-Co ?! Czemu ja nic o tym nie wiem !?- wydarł się poczym
zaczął szeptem wyklinać- Dobra mniejsza z tym. Musicie być, Majka wiesz ile dla
niego znaczysz, nawet jak on dla ciebie nie jest tak samo ważny. Nie pierdol,
jutro będę po ciebie… o 8:30 z Kubą. Macie być obie gotowe.
-No, ale co ja powiem chłopakom ?
-Coś wymyślisz. Gdzie mam być ?
-Centrum Zakopanem. Nie wiem Myniek czy to się uda…
-Dasz radę ! Wierzę w Ciebie !
-JA teeeż !- wydarł się w tle Lolek i znowu usłyszałam huk-
KURWA NO ŻESZ JEGO MAAAAC ! JEBANE MLEKO !
-Boże..- zaśmiałam się z Myniem i słuchaliśmy przez chwilę
spiny Lolka- No tak, wylał drugie opakowanie mleka.
-Czyżby głosik ?
-Tsa. Kraków dał popalić.
-Spoookooo. Dobra jutro mi zrelacjonujesz koncert, bądź w
Zakopanym, a ja jeszcze dam ci dziś znac czy coś wskórałam z tym wyjazdem.
-Dobra, w ogóle to się stęskniłem.
-Oh jak słodko, przypominam, że jesteś zajęty.
-Dobrze z tego powodu cie nienawidzę i nie chce cie widzieć.
-Nom tak lepie.- zaśmiałam się, spojrzałam w ziemię,
przypomniał mi się nasz ostatni wypad w góry z chłopakami, grali jakiś koncert,
a my z Julką miałyśmy wolne więc wybrałyśmy się z nimi. Pamiętam piękną kąpiel
chłopaków w śniegu, ah to były czasy.-Dobra Myniuś kończę, zaczynamy dzisiaj o
9 więc…
-Jasne, jasne. Papa.- wysłał mi całusa i się rozłączył, ze
smutkiem ruszyłam do swojego domu, przedostałam się do pokoju. Koc rzuciłam na
fotel i padłam na łóżko. Zamknęłam oczy i ujrzałam Mynia na ostatnim koncercie,
jego piękne gitara i tęczowe struny, za chwilę widziałam Tomo i tak przez
chwilę, Tomo, Mynio, Mynio Tomo aż nadszedł sen.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zaspana, przeszłam do
pozycji siedzącej i głośno ziewnęłam. Złapałam koc i ruszyłam do drzwi. Minęło
parę sekund zanim moje oczy ujrzały wyraźnie klamkę i ją przekręciłam.
-Jess. 8:30. Wstawaj.- wyrzucił z siebie mocno zdenerwowany
Igor i poszedł. Jego blond włosy były zmierzwione, w oczach ujrzałam złość. Oj
coś się stało, ale nie miałam czasu by spytać się co. Zamknęłam drzwi i
wymaszerowałam do łazienki, w środku pomieszczenia znajdował się duży prysznic
najnowszych modeli. Mogłam oprócz zwykłego mycia ustawić sobie różne opcje.
Umyłam włosy, spłukałam z siebie resztki masła i soli z popcornu. Wyszłam na
zewnątrz kabiny, owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam suszyć włosy. Zauważyłam,
że czerwony kolor powoli znikał z mojej głowy. Czas nałożyć nowy kolor,
pomyślałam i kontynuowałam suszenie. Gdy już były całkiem suche, spięłam je w
wysoki kucyk. Włożyłam czarne bryczesy, biały stanik i podkoszulkę. Resztę
stroju miałam otrzymać na planie. Wyjęłam z walizki termos z wczorajszą kawą,
nie miałam ochoty trącić czasu na robienie nowej. Wyciągając przedmiot
zahaczyłam o coś i z torby z hukiem wyleciała szklana ramka ze zdjęciem mojej
rodziny. Szyba pękła, a obrazek zalał się kroplami kawy. Szczęśliwy poranek to
podstawa do szczęśliwego dnia. Kucnęłam, by posprzątać szkodę, kiedy odłamek
ramki wbił mi się na parę milimetrów w przedramię do tego prawe… Jęknęłam z
bólu wyjmując ostry przedmiot, a z rany zaczęła sączyć się krew. Zawinęłam rękę
w kawałek szmatki z nadzieją, że skutecznie zastąpi mi bandaż, aby
prowizorycznego opatrunku nie było widać, zarzuciłam na siebie biały,
bawełniany sweterek.
Nieco poszkodowana założyłam skórzane buty do jazdy konnej,
złapałam torebkę i wyszłam przed dom. Ruszyłam w prawą stronę mijając huśtawkę,
na której wczoraj siedziałam rozmawiając z Mirkiem. Poszłam dalej i wkroczyłam
w mały lasek pełen iglastych drzew. Powietrze było już nie takie halne. Poranną
ciszę zastąpił hałas ludzi z oddala. Nad gałęziami drzew przebijały się
promienie słoneczne, zapowiadał się piękny dzień. Prawdziwa, polska jesień.
Spacer przez las nie był długi, już po paru chwilach ujrzałam łąkę na której
rozstawione były trzy namioty, wszędzie pętali się ludzie, około 40 metrów od
strumyka, między dwiema skałami rozłożone były kamery i reszta sprzętu. Konie
pasły się parędziesiąt metrów dalej od obozowiska, były już nakarmione i
wyczyszczone. Szłam w stronę Ceny, gdy zatrzymała mnie przy namiocie Emma.
Właśnie ! Emma.
-Hej, Jess ! Wiesz co, nie spiesz się z końmi. Dzisiaj
zajmiemy się teorią, jutro nagramy pozostałych aktorów, a Wy zaczniecie pracę
dopiero pojutrze, albo i za trzy dni.- uśmiechnęła się do mnie miło, a ja
odwzajemniłam gest.- Na razie dziewczynami zaopiekuje się Jonathan, a ciebie
zostawiam pod skrzydłami Nathana. Okej ?- kiwnęłam na zgodę i ruszyłam za
kobietą do namiotu gdzie czekał na mnie przystojny brunet, który wczoraj
siedział razem z jak podejrzewam bratem na kanapie. Dzisiaj był sam i trzymał w
dłoniach dwa kubki kawy.- To ja was zostawiam.
Kiedy Emma już miała się wycofywać, złapałam ja lekko za
łokieć
-czyli mogę na przykład jutro gdzieś z Julką się wybrać ?
-Jeśli jest to konieczne to tak.- odpowiedziała nieco
zdezorientowana Emma, a ja odpowiedziałam tylko uśmiechem. Kobieta wyszła już z
namiotu, a ja wróciłam do Nathana.
-Nooo, zrobiło się gorąco.- odezwał się z nonszalanckim
uśmiechem na twarzy, odłożył kawe na bok
podszedł do mnie mierząc mnie od stup do głowy zatrzymując się na
dłuższą chwilę na wysokości piersi.
-Gorąco ?-spytał zdziwiona zachowaniem mężczyzny, ale i
rozbawiona
-Nooo i to jak, mówię oczywiście o twoich włosach.- posłał
mi słodki uśmieszek i puścił oko.
-Ta jasne, a myślałam, że to Jared jest największym zboczuchem
w tej ekipie.
-Jared ? Nie, raczej nie, A bynajmniej nie do swoich.
-Swoich ?- spytał jeszcze bardziej zdziwiona, uśmiech mimo
to nie znikał z naszych twarzy.
-no wiesz, Jay bierze laski do siebie na noc, ale tylko
takie, które wie, że już nie spotka więcej. Jedna noc i dowidzenia, dla tego
jeszcze do was nie startował.
-Już się zastanawiałam czy naprawdę jestem na tyle brzydka,
że pan Leto się mną nie interesuje. Czyli Jared preferuje w: właź do łóżka, a
rano wypierdalaj, tak ?
-Coś w ten deseń.- odpowiedział i podszedł do mnie bliżej,
wyciągnął w moją stronę dłoń.- Nathan Campbell.
-Jessica Affek.- odpowiedziałam i podałam mu dłoń. Uścisk
miał mocny, aż zabolała mnie poranna rana i jęknęłam z bólu.
-Co się stało ?-spytał szybko chłopak, nagle nonszalancki
ton mówienia i uśmiech uciekł z jego twarzy, a zastąpił go lekki lęk.
-Nic, nic.- wyrwałam rękę z uścisku i pomasowałam lekko
ranę, każdy dotyk w okolicy rozcięcia bolał, a twarz wykrzywiła mi się
minimalnie z bólu, ale nie umknęło to niestety uwadze Nathana, który patrzył na
mnie podejrzliwie.- Nic tylko rano miałam lekki wypadek ze szkłem.
-Jak to ? Pokaż.- nakazał i ujął delikatnie moje przedramię
w swoje dłonie, dopiero teraz zwróciłam jakie są duże, kojarzyły mi się z
dłońmi Shannona, były typowe dla perkusisty.
-Nie.- protestowałam, ale ten mocniej zacisnął swoje palce
na mojej ręce, a ja już nie miałam nic do powiedzenia. Powoli odsunął rękaw
swetra i poirytowany spojrzał wpierw na przesiąknięty krwią kawałek materiału,
potem na mnie. Zrobiłam niewinną minę i odwróciłam wzrok.
-Chyba sobie kpisz. Co to ma być ?! Co bandaże już nie było
?!- wybuchł zły, ale nie krzyczał. Powoli, delikatnie odwinął materiał, nie
sądziłam, że aż tyle krwi wypłynie z jednej rany. Spojrzałam na rękę, chłopak
odwinął resztkę materiału, a na rozcięcie powiał zimny wiatr, nawet taki
szczegół bolał. Odruchowo zacisnęłam dłoń, a Nathan spojrzał na mnie troskliwie
i leciutko pogłaskał moją dłoń. Nieprawdopodobne, że przed chwilą był
bezczelnym, zbyt pewnym siebie chłoptasiem, a teraz troskliwym mężczyzną.- poczekaj
tutaj, zaraz przyniosę wodę utlenioną i bandaż.- powiedział i poszedł w głąb
namiotu. Spojrzałam na rękę, rana mocno krwawiła, dookoła skóra była pokryta
świeżą, ale i zaschniętą krwią. Rozcięcie faktycznie było głębokie. Za chwilę zjawił
się Campbell z białą skrzynką w dłoni. Otworzył ją, wyjął z niej buteleczkę
wody utlenionej, ostrzegł mnie, że może szczyp pac i polał nią ranę. Miał
rację, cholernie szczypało! Zacisnęłam jeszcze mocniej dłoń i przygryzłam
wargę, ale on cierpliwie oczyszczał ranę, poczym złapał świeży bandaż i kawałek
waty. Watę położył na rozcięciu i owinął ją bandażem. Na koniec spojrzał na
mnie i posłał mi niebiański uśmiech, dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego
piękne oczy, mieniły się zielenią tak mocną jak trawa jesienią, jego źrenice
pochłonęły co prawda połowę tęczówki, ale i tak pozostało je na tyle dużo, że
można było się w nie wpatrywać wiekami. – no i co takiego straszne to było ?-
wyrwał mnie z zamyślenia głos mężczyzny, odruchowo wyrwałam rękę, poprawiłam
sweter i podziękowałam Nathanowi.
-Tak w ogóle to co ja mam tutaj z tobą robić ?
-Jak to co ? Zaraz przygotuję nam łóżko !- znowu wrócił ten
jego głupi uśmiech
-Ty tak zawsze ?
-Przeważnie. Musisz się przyzwyczaić. Hmm. Co robić ? No co…
z tego co wiem po raz pierwszy bierzecie udział w takich rzeczach, Emma uznała,
że potrzebujecie pomocy. Jest was trzy i każda miała dostać jednego pomocnika,
ale nie wiem czemu Jonathan dostał dwie, a Louis jest bez roboty. Nie dość, że
Jon to stary dureń to jeszcze dostał dwie panienki, a mój braciszek samotnie
będzie harował na planie za niego…
-Zaraz, zaraz. CO ?!
-Ja i Louis jesteśmy tutaj od tłumaczenia ludziom co i jak
itp. Jonathan głównie zajmuje się pomocą w kwestii gry aktorskiej. Robisz coś
źle, ten stary pryk ci tłumaczy jak zrobić to dobrze. Nie umie w ogóle pracować
z ludźmi, Umei tylko się na nich drżeć i kompletnie nie rozumiem decyzji Emmy,
ale i tak jeszcze dziś jedna z was trawi do Louisa.
-Okej. Dobra mniej więcej kminie, ale co nam masz pokazać ?
-Jak wygląda praca na planie, kto od czego jest, jak masz
grac i takie sprawy. Taki twój prywatny menadżer jeśli można to tak określić.-
uśmiechnął się i ręką zaprosił mnie na kanapę, posłusznie usiadłam na wskazanym
miejscu, a on zajął miejsce obok. Wyciągnął tableta i zaczął mi tłumaczyć
poszczególne miejsca na planie. Dowiedziałam się, że pierwszy namiot był zajęty
na garderobę itp. Drugi zaś na sprawy teoretyczne i praktyczne, tam zbierają
się ludzie i omawiają zgromadzony materiał, a trzeci, czyli ten gdzie teraz
siedziałam miał za zadanie pełnić funkcje świetlicy. Następnie wytłumaczył mi
jak wygląda praca kamerzystów itp. Jako, że w teorii już wszystko wiedziałam
wybraliśmy się na spacer po planie. Oczywiście temat teledysku i pracy nad nim
był drugorzędny, głównie rozmawialiśmy o sobie.
Nathan był nie tylko pewny siebie, ale i otwarty. Bez
zawahania opowiadał o sobie, o swoim życiu czy rodzinie. Za to ja wręcz
przeciwnie, nie dość, że sama nie chciałam za wiele mówić, on nie dawał mi
prawie w ogóle dojść do głosu, ale nie przeszkadzało mi to.
Nathan miał tak jak myślałam 28 lat, a jego brat był o rok
młodszy. Oboje urodzili się Oklahoma, kiedy Nathan miał 3 lata rodzice oddali
jego i Louisa do domu dziecka w okolicach Los Angeles skąd po 5 latach zabrała
ich rodzina zastępcza, która wychowała i dobrze się nimi zajęła. Chłopak nie
narzekał na rodziców, zignorował ich decyzję. Jego opiekunom nie przelewało się
w portfelu, ledwo wiązali koniec z końcem, chłopak praktycznie żył szkoła dom,
dom szkoła, ale do czasu. Kiedy miał 13 lat zaczął zadawać się z ulicznymi
dzieciakami i olał rodzinę, zaczął się staczać, pociągnął ze sobą brata. Nikt
nie umiał im pomóc, do czasu. 15. Urodziny Nathana, popijał sam wódkę na ulicy
przy lesie. Kto go mijał ? Pan starszy Leto. Przypadkowe spotkanie, a
przesądziło o jego życiu. Shannon zatrzymał się, pogadał trochę z nim, ale ten
nie słuchał. Znałam nieco historię Shannona i podejrzewam co wtedy czuł widząc
podobnego do siebie dzieciaka. Nathan zdradził, że oprócz siły perswazji użył
też swoich dłoni i dopiero wtedy do chłopaka dotarło co zrobił. Wrócił na
normalną drogę, skończył szkołę z wysokimi notami, podobnie brat. Zapoznali się
dokładnie z chłopakami, dzięki Jaredowi rodzeństwo pokochało pracę na planie
filmowym itp. Dla tego też teraz pracuje u nich. Chłopak zdradził mi, że
większość osób z ekipy to ludzie, którzy staczali się na dno. Thirty Seconds To
Mars to nie zespół, to rodzina, projekt. Chłopcy chcą pomóc ludziom nawrócić
się i nie zrójnowac sobie życia jak oni. Są chodzącym dowodem na to, że choćbyś
upadł nie wiem jak nisko zawsze możesz wybić się na sam szczyt. Nie mieliśmy
już siły chodzić w kółko więc ruszyliśmy wyżej w góry, wzdłuż strumieniu aż
dotarliśmy prawie do jego źródła. Usiedliśmy koło siebie na najgładszych
kamieniach jakie były i kontynuowaliśmy naszą rozmowę. Mężczyzna opowiedział mi
o swojej matce, Elizabeth i ojcu, który od 7 lat nie żyje, Robercie. Oboje byli
pracownikami w bibliotece publicznej więc od najmłodszych lat chłopakom wciskali
książki w wolnym czasie. Było to potem pomocą przy pracy na planie, w domu
mieli kilkanaście książek o filmach, historii filmu i jego powstawaniu. Może i
Nathan nadal ma chwile słabości do alkoholu i używek, ale jest wykształconym
mężczyzną i do tego zabawnym i przyjacielskim. Nawet jak chwilami robi się
bezczelnie szczery i pewny siebie.
Spojrzałam w stronę jego brata, który właśnie przechadzał
się po planie i co chwila spoglądał na Igora z dziwnym uśmiechem, podobnym do
Nathana gdy weszłam do namiotu.
-Louis dziwnie patrzy na Igora.- odezwałam się chociaż nie
wiedziałam czy t dobry pomysł.
-Preferuje w blond włosach.- odezwał się już mniej wesoły co
mnie zdziwiło, ale nie dawałam za wygraną
- W obie strony ?
- W jedną.- odpowiedział jakby w ogóle nie zainteresowany
-Ale… To on…
-Jest gejem.- przerwał mi i krótko powiedział, a ja o dziwo się uśmiechnęłam- Czemu się
uśmiechasz?
-Cieszy mnie to.
-Cieszy cie to, że mój rat jest gejem?
-Nie w tym sensie. Cieszy mnie, że jest inny i nie boi się
tego pokazywać.
-Pokazuje nie pokazuje… Może nie podchodzi od razu do
każdego mężczyzny na planie i do niego nie zarywa, ale i tak to widać.
-Nie ma przez to problemów?
-Jessica. Znasz Echelon.
-No tak.
-Właśnie. My też jesteśmy rodziną, każdy się tutaj kocha i
toleruje. Jared nie owija w bawełnę, prosta zasada: albo akceptujesz rodzinę,
albo wypierdalaj.
-Rozumiem, przepraszam.- nie powinnam zaczynać tego tematu,
ewidentnie go to zdenerwowało.
-To ja przepraszam, poniosło mnie. Może zmieńmy temat. Teraz
ty mów o sobie.
- Nie lubię za bardzo mówić o swoim życiu.- zaczęłam
niepewnie, ale czułam się nie sprawiedliwie. On zdradził mi wszystko, a ja mu
nic nie powiem? Nathan jakby rozumiał, przysunął się bliżej, położył dłoń na
moim udzie i lekko się uśmiechną. No nic. Trzeba opowiedzieć. Co prawda nie
zdradziłam mu szczegółowo dnia pożaru, ale i suche fakty wystarczyły by przyprawić
mnie o łzy. Mężczyzna odruchowo westchnął i wziął mnie w swoje ramiona.
Wtuliłam się mocno w jeo ciało, potrzebowałam tego. Od dwóch dni tego pragnęłam.
Jego ciało pachniało żelem pod prysznic i wodą kolońską. Klatka piersiowa
Nathana powoli unosiła się i opadała, słyszałam bicie jego serca. Jego dłoń
głaskała mnie po plecach, a jego podbródek spoczywał na czubku mojej głowy,
chłopak szeptał coś po cichu, ale nie słyszałam co, bo mój płacz go zagłuszał.
Po chwili się uspokoiłam, ale nie oderwałam się od niego, on też nie
protestował. Jego sylwetka przypominała mojego tatę. Czułam się w jego
objęciach… bezpiecznie. Po paru minutach uznałam, że to koniec tego dobrego.
Podniosłam głowę a chłopak od razu wypuścił mnie ze swoich objęć. Nastała długa
cisza, którą przerwał Nathan:
-Wiesz co, może chodźmy omówić scenariusz.
-Dobry pomysł.- powiedział wycierając resztki łez z twarzy,
chłopak pomógł mi wstać. W drodze powrotnej do namiotu jeszcze dwa razy
spoglądał na mnie czy wszystko w porządku, ale ja jak gdyby nigdy i nic szlam
dalej z uniesioną głową. Tego uczył mnie mój tata, tego nauczyło mnie życie.
_____________________________
Chyba pisze to dla siebie tylko ;( Macie teraz niec dłuższy, bo mam wenę, piszę już XI rozdział soł :) Ja tutaj tak sie staram, a czytelników brak ;(
A to coś dla was na święta :D
Chyba pisze to dla siebie tylko ;( Macie teraz niec dłuższy, bo mam wenę, piszę już XI rozdział soł :) Ja tutaj tak sie staram, a czytelników brak ;(
A to coś dla was na święta :D
DLA MNIE PISZESZ <3 Nathan jest taki, taki słodki :3 Chociaż ja chcę żeby Dziad był z Jess ! Czekam na następny : * <3
OdpowiedzUsuńKinga, xoxo
A my to co? Nie czytelnicy? :P
OdpowiedzUsuńRozdział dobry, tylko czasami się w nim gubię :P