środa, 18 grudnia 2013

R.VI Another Love



Obudził mnie dzwonek telefonu. Nie zwykły, lecz specjalny. Wiedziałam kto mógł dzwonić. Zrzuciłam połączenie, przetarłam oczy i spojrzałam na wygaszacz komórki. 4:37. Bosko. Złapałam koc i spróbowałam sie bezszelestnie i jak najlżej zgramolić swoje ciało z chłopaków. Stoję, teraz tylko dojść do drzwi. Łatwo nie było, wszędzie kawałki kanapek i popcornu, przyświeciłam sobie drogę telefonem i jak w labiryncie dotarłam z trudem do celu.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór, powietrze było świeże i wilgotne. Przed góralskim domem rosły iglaste drzewa, poranna rosa trwała w najlepsze, z oddali dało się usłyszeć śpiew ptaków, które budziły się do życia. W nocy musiał padać lekki deszcz, bo na ziemi utrzymywały się małe kałuże. Spojrzałam w prawo, na huśtawkę, własnoręcznie rzeźbioną. Na jej tle widać było szczyty gór, najlepszy widok po przebudzeniu. Poszłam w stronę gór, usiadłam na bujawce i odblokowałam telefon. Sprawdziłam nieodebrane połączenie. Mynio. Tak też myślałam, wcisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam na połączenie. Odebrał po drugim sygnale.
-No witam.- odezwał się w słuchawce jak zawsze miły, łagodny ton mężczyzny. Był nieco zachrypnięty, pewnie jest po koncercie, a skutki wydarzenia połączył z dwoma drinkami.
-Hejo, Myro po co do mnie dzwonisz o 4:37?- odezwałam się lekko poirytowana a zarazem na wpół przytomna.
-A co to ? Nie mogę już dzwonić tak po prostu ?- zaśmiał się i przeszedł do prawdziwego powodu- Dobra już żyję, to co ? Jutro 13przy jeziorze wam pasuję ?
-Co ?- spytał mocno zdezorientowana, nagle usłyszałam huk i oprócz cichego przekleństwa, które padło z ust Mynia usłyszałam krzyk zachrypłego Lolka. Wiedziałam.
-Dureń. Y… A ! No jak to na co ? Przecież przyjeżdżamy po was jutro i jedziemy na imprezę Rafała !
-O boże… To jutro.
-Nie wczoraj, jasne, że jutro. Co cie tak martwi ?
-Mynio… Jestem na planie do teledysku Marsów w górach. Nie mogę tam być.- no tak. Jutro urodziny Rafała, a mnie i Julki tam nie będzie. Bosko. Niby mogłabym Emma przekonać, byśmy większość materiału dzisiaj ogarnęły, a jutro wolne od 13, ale jak ja się do cholery dostanę do Olsztyna ?!
-Co ?! Czemu ja nic o tym nie wiem !?- wydarł się poczym zaczął szeptem wyklinać- Dobra mniejsza z tym. Musicie być, Majka wiesz ile dla niego znaczysz, nawet jak on dla ciebie nie jest tak samo ważny. Nie pierdol, jutro będę po ciebie… o 8:30 z Kubą. Macie być obie gotowe.
-No, ale co ja powiem chłopakom ?
-Coś wymyślisz. Gdzie mam być ?
-Centrum Zakopanem. Nie wiem Myniek czy to się uda…
-Dasz radę ! Wierzę w Ciebie !
-JA teeeż !- wydarł się w tle Lolek i znowu usłyszałam huk- KURWA NO ŻESZ JEGO MAAAAC ! JEBANE MLEKO !
-Boże..- zaśmiałam się z Myniem i słuchaliśmy przez chwilę spiny Lolka- No tak, wylał drugie opakowanie mleka.
-Czyżby głosik ?
-Tsa. Kraków dał popalić.
-Spoookooo. Dobra jutro mi zrelacjonujesz koncert, bądź w Zakopanym, a ja jeszcze dam ci dziś znac czy coś wskórałam z tym wyjazdem.
-Dobra, w ogóle to się stęskniłem.
-Oh jak słodko, przypominam, że jesteś zajęty.
-Dobrze z tego powodu cie nienawidzę i nie chce cie widzieć.
-Nom tak lepie.- zaśmiałam się, spojrzałam w ziemię, przypomniał mi się nasz ostatni wypad w góry z chłopakami, grali jakiś koncert, a my z Julką miałyśmy wolne więc wybrałyśmy się z nimi. Pamiętam piękną kąpiel chłopaków w śniegu, ah to były czasy.-Dobra Myniuś kończę, zaczynamy dzisiaj o 9 więc…
-Jasne, jasne. Papa.- wysłał mi całusa i się rozłączył, ze smutkiem ruszyłam do swojego domu, przedostałam się do pokoju. Koc rzuciłam na fotel i padłam na łóżko. Zamknęłam oczy i ujrzałam Mynia na ostatnim koncercie, jego piękne gitara i tęczowe struny, za chwilę widziałam Tomo i tak przez chwilę, Tomo, Mynio, Mynio Tomo aż nadszedł sen.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zaspana, przeszłam do pozycji siedzącej i głośno ziewnęłam. Złapałam koc i ruszyłam do drzwi. Minęło parę sekund zanim moje oczy ujrzały wyraźnie klamkę i ją przekręciłam.
-Jess. 8:30. Wstawaj.- wyrzucił z siebie mocno zdenerwowany Igor i poszedł. Jego blond włosy były zmierzwione, w oczach ujrzałam złość. Oj coś się stało, ale nie miałam czasu by spytać się co. Zamknęłam drzwi i wymaszerowałam do łazienki, w środku pomieszczenia znajdował się duży prysznic najnowszych modeli. Mogłam oprócz zwykłego mycia ustawić sobie różne opcje. Umyłam włosy, spłukałam z siebie resztki masła i soli z popcornu. Wyszłam na zewnątrz kabiny, owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam suszyć włosy. Zauważyłam, że czerwony kolor powoli znikał z mojej głowy. Czas nałożyć nowy kolor, pomyślałam i kontynuowałam suszenie. Gdy już były całkiem suche, spięłam je w wysoki kucyk. Włożyłam czarne bryczesy, biały stanik i podkoszulkę. Resztę stroju miałam otrzymać na planie. Wyjęłam z walizki termos z wczorajszą kawą, nie miałam ochoty trącić czasu na robienie nowej. Wyciągając przedmiot zahaczyłam o coś i z torby z hukiem wyleciała szklana ramka ze zdjęciem mojej rodziny. Szyba pękła, a obrazek zalał się kroplami kawy. Szczęśliwy poranek to podstawa do szczęśliwego dnia. Kucnęłam, by posprzątać szkodę, kiedy odłamek ramki wbił mi się na parę milimetrów w przedramię do tego prawe… Jęknęłam z bólu wyjmując ostry przedmiot, a z rany zaczęła sączyć się krew. Zawinęłam rękę w kawałek szmatki z nadzieją, że skutecznie zastąpi mi bandaż, aby prowizorycznego opatrunku nie było widać, zarzuciłam na siebie biały, bawełniany sweterek.
Nieco poszkodowana założyłam skórzane buty do jazdy konnej, złapałam torebkę i wyszłam przed dom. Ruszyłam w prawą stronę mijając huśtawkę, na której wczoraj siedziałam rozmawiając z Mirkiem. Poszłam dalej i wkroczyłam w mały lasek pełen iglastych drzew. Powietrze było już nie takie halne. Poranną ciszę zastąpił hałas ludzi z oddala. Nad gałęziami drzew przebijały się promienie słoneczne, zapowiadał się piękny dzień. Prawdziwa, polska jesień. Spacer przez las nie był długi, już po paru chwilach ujrzałam łąkę na której rozstawione były trzy namioty, wszędzie pętali się ludzie, około 40 metrów od strumyka, między dwiema skałami rozłożone były kamery i reszta sprzętu. Konie pasły się parędziesiąt metrów dalej od obozowiska, były już nakarmione i wyczyszczone. Szłam w stronę Ceny, gdy zatrzymała mnie przy namiocie Emma. Właśnie ! Emma.
-Hej, Jess ! Wiesz co, nie spiesz się z końmi. Dzisiaj zajmiemy się teorią, jutro nagramy pozostałych aktorów, a Wy zaczniecie pracę dopiero pojutrze, albo i za trzy dni.- uśmiechnęła się do mnie miło, a ja odwzajemniłam gest.- Na razie dziewczynami zaopiekuje się Jonathan, a ciebie zostawiam pod skrzydłami Nathana. Okej ?- kiwnęłam na zgodę i ruszyłam za kobietą do namiotu gdzie czekał na mnie przystojny brunet, który wczoraj siedział razem z jak podejrzewam bratem na kanapie. Dzisiaj był sam i trzymał w dłoniach dwa kubki kawy.- To ja was zostawiam.
Kiedy Emma już miała się wycofywać, złapałam ja lekko za łokieć
-czyli mogę na przykład jutro gdzieś z Julką się wybrać ?
-Jeśli jest to konieczne to tak.- odpowiedziała nieco zdezorientowana Emma, a ja odpowiedziałam tylko uśmiechem. Kobieta wyszła już z namiotu, a ja wróciłam do Nathana.
-Nooo, zrobiło się gorąco.- odezwał się z nonszalanckim uśmiechem na twarzy, odłożył kawe na bok  podszedł do mnie mierząc mnie od stup do głowy zatrzymując się na dłuższą chwilę na wysokości piersi.
-Gorąco ?-spytał zdziwiona zachowaniem mężczyzny, ale i rozbawiona
-Nooo i to jak, mówię oczywiście o twoich włosach.- posłał mi słodki uśmieszek i puścił oko.
-Ta jasne, a myślałam, że to Jared jest największym zboczuchem w tej ekipie.
-Jared ? Nie, raczej nie, A bynajmniej nie do swoich.
-Swoich ?- spytał jeszcze bardziej zdziwiona, uśmiech mimo to nie znikał z naszych twarzy.
-no wiesz, Jay bierze laski do siebie na noc, ale tylko takie, które wie, że już nie spotka więcej. Jedna noc i dowidzenia, dla tego jeszcze do was nie startował.
-Już się zastanawiałam czy naprawdę jestem na tyle brzydka, że pan Leto się mną nie interesuje. Czyli Jared preferuje w: właź do łóżka, a rano wypierdalaj, tak ?
-Coś w ten deseń.- odpowiedział i podszedł do mnie bliżej, wyciągnął w moją stronę dłoń.- Nathan Campbell.
-Jessica Affek.- odpowiedziałam i podałam mu dłoń. Uścisk miał mocny, aż zabolała mnie poranna rana i jęknęłam z bólu.
-Co się stało ?-spytał szybko chłopak, nagle nonszalancki ton mówienia i uśmiech uciekł z jego twarzy, a zastąpił go lekki lęk.
-Nic, nic.- wyrwałam rękę z uścisku i pomasowałam lekko ranę, każdy dotyk w okolicy rozcięcia bolał, a twarz wykrzywiła mi się minimalnie z bólu, ale nie umknęło to niestety uwadze Nathana, który patrzył na mnie podejrzliwie.- Nic tylko rano miałam lekki wypadek ze szkłem.
-Jak to ? Pokaż.- nakazał i ujął delikatnie moje przedramię w swoje dłonie, dopiero teraz zwróciłam jakie są duże, kojarzyły mi się z dłońmi Shannona, były typowe dla perkusisty.
-Nie.- protestowałam, ale ten mocniej zacisnął swoje palce na mojej ręce, a ja już nie miałam nic do powiedzenia. Powoli odsunął rękaw swetra i poirytowany spojrzał wpierw na przesiąknięty krwią kawałek materiału, potem na mnie. Zrobiłam niewinną minę i odwróciłam wzrok.
-Chyba sobie kpisz. Co to ma być ?! Co bandaże już nie było ?!- wybuchł zły, ale nie krzyczał. Powoli, delikatnie odwinął materiał, nie sądziłam, że aż tyle krwi wypłynie z jednej rany. Spojrzałam na rękę, chłopak odwinął resztkę materiału, a na rozcięcie powiał zimny wiatr, nawet taki szczegół bolał. Odruchowo zacisnęłam dłoń, a Nathan spojrzał na mnie troskliwie i leciutko pogłaskał moją dłoń. Nieprawdopodobne, że przed chwilą był bezczelnym, zbyt pewnym siebie chłoptasiem, a teraz troskliwym mężczyzną.- poczekaj tutaj, zaraz przyniosę wodę utlenioną i bandaż.- powiedział i poszedł w głąb namiotu. Spojrzałam na rękę, rana mocno krwawiła, dookoła skóra była pokryta świeżą, ale i zaschniętą krwią. Rozcięcie faktycznie było głębokie. Za chwilę zjawił się Campbell z białą skrzynką w dłoni. Otworzył ją, wyjął z niej buteleczkę wody utlenionej, ostrzegł mnie, że może szczyp pac i polał nią ranę. Miał rację, cholernie szczypało! Zacisnęłam jeszcze mocniej dłoń i przygryzłam wargę, ale on cierpliwie oczyszczał ranę, poczym złapał świeży bandaż i kawałek waty. Watę położył na rozcięciu i owinął ją bandażem. Na koniec spojrzał na mnie i posłał mi niebiański uśmiech, dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego piękne oczy, mieniły się zielenią tak mocną jak trawa jesienią, jego źrenice pochłonęły co prawda połowę tęczówki, ale i tak pozostało je na tyle dużo, że można było się w nie wpatrywać wiekami. – no i co takiego straszne to było ?- wyrwał mnie z zamyślenia głos mężczyzny, odruchowo wyrwałam rękę, poprawiłam sweter i podziękowałam Nathanowi.
-Tak w ogóle to co ja mam tutaj z tobą robić ?
-Jak to co ? Zaraz przygotuję nam łóżko !- znowu wrócił ten jego głupi uśmiech
-Ty tak zawsze ?
-Przeważnie. Musisz się przyzwyczaić. Hmm. Co robić ? No co… z tego co wiem po raz pierwszy bierzecie udział w takich rzeczach, Emma uznała, że potrzebujecie pomocy. Jest was trzy i każda miała dostać jednego pomocnika, ale nie wiem czemu Jonathan dostał dwie, a Louis jest bez roboty. Nie dość, że Jon to stary dureń to jeszcze dostał dwie panienki, a mój braciszek samotnie będzie harował na planie za niego…
-Zaraz, zaraz. CO ?!
-Ja i Louis jesteśmy tutaj od tłumaczenia ludziom co i jak itp. Jonathan głównie zajmuje się pomocą w kwestii gry aktorskiej. Robisz coś źle, ten stary pryk ci tłumaczy jak zrobić to dobrze. Nie umie w ogóle pracować z ludźmi, Umei tylko się na nich drżeć i kompletnie nie rozumiem decyzji Emmy, ale i tak jeszcze dziś jedna z was trawi do Louisa.
-Okej. Dobra mniej więcej kminie, ale co nam masz pokazać ?
-Jak wygląda praca na planie, kto od czego jest, jak masz grac i takie sprawy. Taki twój prywatny menadżer jeśli można to tak określić.- uśmiechnął się i ręką zaprosił mnie na kanapę, posłusznie usiadłam na wskazanym miejscu, a on zajął miejsce obok. Wyciągnął tableta i zaczął mi tłumaczyć poszczególne miejsca na planie. Dowiedziałam się, że pierwszy namiot był zajęty na garderobę itp. Drugi zaś na sprawy teoretyczne i praktyczne, tam zbierają się ludzie i omawiają zgromadzony materiał, a trzeci, czyli ten gdzie teraz siedziałam miał za zadanie pełnić funkcje świetlicy. Następnie wytłumaczył mi jak wygląda praca kamerzystów itp. Jako, że w teorii już wszystko wiedziałam wybraliśmy się na spacer po planie. Oczywiście temat teledysku i pracy nad nim był drugorzędny, głównie rozmawialiśmy o sobie.
Nathan był nie tylko pewny siebie, ale i otwarty. Bez zawahania opowiadał o sobie, o swoim życiu czy rodzinie. Za to ja wręcz przeciwnie, nie dość, że sama nie chciałam za wiele mówić, on nie dawał mi prawie w ogóle dojść do głosu, ale nie przeszkadzało mi to.
Nathan miał tak jak myślałam 28 lat, a jego brat był o rok młodszy. Oboje urodzili się Oklahoma, kiedy Nathan miał 3 lata rodzice oddali jego i Louisa do domu dziecka w okolicach Los Angeles skąd po 5 latach zabrała ich rodzina zastępcza, która wychowała i dobrze się nimi zajęła. Chłopak nie narzekał na rodziców, zignorował ich decyzję. Jego opiekunom nie przelewało się w portfelu, ledwo wiązali koniec z końcem, chłopak praktycznie żył szkoła dom, dom szkoła, ale do czasu. Kiedy miał 13 lat zaczął zadawać się z ulicznymi dzieciakami i olał rodzinę, zaczął się staczać, pociągnął ze sobą brata. Nikt nie umiał im pomóc, do czasu. 15. Urodziny Nathana, popijał sam wódkę na ulicy przy lesie. Kto go mijał ? Pan starszy Leto. Przypadkowe spotkanie, a przesądziło o jego życiu. Shannon zatrzymał się, pogadał trochę z nim, ale ten nie słuchał. Znałam nieco historię Shannona i podejrzewam co wtedy czuł widząc podobnego do siebie dzieciaka. Nathan zdradził, że oprócz siły perswazji użył też swoich dłoni i dopiero wtedy do chłopaka dotarło co zrobił. Wrócił na normalną drogę, skończył szkołę z wysokimi notami, podobnie brat. Zapoznali się dokładnie z chłopakami, dzięki Jaredowi rodzeństwo pokochało pracę na planie filmowym itp. Dla tego też teraz pracuje u nich. Chłopak zdradził mi, że większość osób z ekipy to ludzie, którzy staczali się na dno. Thirty Seconds To Mars to nie zespół, to rodzina, projekt. Chłopcy chcą pomóc ludziom nawrócić się i nie zrójnowac sobie życia jak oni. Są chodzącym dowodem na to, że choćbyś upadł nie wiem jak nisko zawsze możesz wybić się na sam szczyt. Nie mieliśmy już siły chodzić w kółko więc ruszyliśmy wyżej w góry, wzdłuż strumieniu aż dotarliśmy prawie do jego źródła. Usiedliśmy koło siebie na najgładszych kamieniach jakie były i kontynuowaliśmy naszą rozmowę. Mężczyzna opowiedział mi o swojej matce, Elizabeth i ojcu, który od 7 lat nie żyje, Robercie. Oboje byli pracownikami w bibliotece publicznej więc od najmłodszych lat chłopakom wciskali książki w wolnym czasie. Było to potem pomocą przy pracy na planie, w domu mieli kilkanaście książek o filmach, historii filmu i jego powstawaniu. Może i Nathan nadal ma chwile słabości do alkoholu i używek, ale jest wykształconym mężczyzną i do tego zabawnym i przyjacielskim. Nawet jak chwilami robi się bezczelnie szczery i pewny siebie.
Spojrzałam w stronę jego brata, który właśnie przechadzał się po planie i co chwila spoglądał na Igora z dziwnym uśmiechem, podobnym do Nathana gdy weszłam do namiotu.
-Louis dziwnie patrzy na Igora.- odezwałam się chociaż nie wiedziałam czy t dobry pomysł.
-Preferuje w blond włosach.- odezwał się już mniej wesoły co mnie zdziwiło, ale nie dawałam za wygraną
- W obie strony ?
- W jedną.- odpowiedział jakby w ogóle nie zainteresowany
-Ale… To on…
-Jest gejem.- przerwał mi i krótko powiedział, a  ja o dziwo się uśmiechnęłam- Czemu się uśmiechasz?
-Cieszy mnie to.
-Cieszy cie to, że mój rat jest gejem?
-Nie w tym sensie. Cieszy mnie, że jest inny i nie boi się tego pokazywać.
-Pokazuje nie pokazuje… Może nie podchodzi od razu do każdego mężczyzny na planie i do niego nie zarywa, ale i tak to widać.
-Nie ma przez to problemów?
-Jessica. Znasz Echelon.
-No tak.
-Właśnie. My też jesteśmy rodziną, każdy się tutaj kocha i toleruje. Jared nie owija w bawełnę, prosta zasada: albo akceptujesz rodzinę, albo wypierdalaj.
-Rozumiem, przepraszam.- nie powinnam zaczynać tego tematu, ewidentnie go to zdenerwowało.
-To ja przepraszam, poniosło mnie. Może zmieńmy temat. Teraz ty mów o sobie.
- Nie lubię za bardzo mówić o swoim życiu.- zaczęłam niepewnie, ale czułam się nie sprawiedliwie. On zdradził mi wszystko, a ja mu nic nie powiem? Nathan jakby rozumiał, przysunął się bliżej, położył dłoń na moim udzie i lekko się uśmiechną. No nic. Trzeba opowiedzieć. Co prawda nie zdradziłam mu szczegółowo dnia pożaru, ale i suche fakty wystarczyły by przyprawić mnie o łzy. Mężczyzna odruchowo westchnął i wziął mnie w swoje ramiona. Wtuliłam się mocno w jeo ciało, potrzebowałam tego. Od dwóch dni tego pragnęłam. Jego ciało pachniało żelem pod prysznic i wodą kolońską. Klatka piersiowa Nathana powoli unosiła się i opadała, słyszałam bicie jego serca. Jego dłoń głaskała mnie po plecach, a jego podbródek spoczywał na czubku mojej głowy, chłopak szeptał coś po cichu, ale nie słyszałam co, bo mój płacz go zagłuszał. Po chwili się uspokoiłam, ale nie oderwałam się od niego, on też nie protestował. Jego sylwetka przypominała mojego tatę. Czułam się w jego objęciach… bezpiecznie. Po paru minutach uznałam, że to koniec tego dobrego. Podniosłam głowę a chłopak od razu wypuścił mnie ze swoich objęć. Nastała długa cisza, którą przerwał Nathan:
-Wiesz co, może chodźmy omówić scenariusz.
-Dobry pomysł.- powiedział wycierając resztki łez z twarzy, chłopak pomógł mi wstać. W drodze powrotnej do namiotu jeszcze dwa razy spoglądał na mnie czy wszystko w porządku, ale ja jak gdyby nigdy i nic szlam dalej z uniesioną głową. Tego uczył mnie mój tata, tego nauczyło mnie życie. 
_____________________________
Chyba pisze to dla siebie tylko ;( Macie teraz niec dłuższy, bo mam wenę, piszę już XI rozdział soł :) Ja tutaj tak sie staram, a czytelników brak ;(
A to coś dla was na święta :D

2 komentarze:

  1. DLA MNIE PISZESZ <3 Nathan jest taki, taki słodki :3 Chociaż ja chcę żeby Dziad był z Jess ! Czekam na następny : * <3
    Kinga, xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. A my to co? Nie czytelnicy? :P
    Rozdział dobry, tylko czasami się w nim gubię :P

    OdpowiedzUsuń