Tak, no ten tego. Głupia ja zapomniałam o życzeniach, więc najlepszego i wesołych, minionych świąt. XD Oby nowy rok był lepszy niż ten i wgl xD No ten tego xD Tak btw kocham was! Ostatnio jak tu weszłam było 900 wejść i 14 komentarzy, a dziś? 1140 czy coś takiego i co?! 20 KOMENTARZY! Kocham waaas <3 Czekam na jeszcze więcej krytyki xD Przepraszam,że tamten i ten taki krótki, ale... Co tu więcej mówić co? Komputer się zepsuł i mi zeżarł dwa rozdziały ;_; No to Was zostawiam i czekam na krytykę :D
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i dziwnym kłuciem w
ręce. Otworzyłam oczy, ale światło mnie poraziło i szybko je zamknęłam. Dopiero
za 3 próbą rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale i tego pożałowałam głowa za
bardzo bolała. Oczy powoli przyzwyczaiły
się do światła, pomimo bólu rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były
białe, po prawo zobaczyła zasłonięte okno, a obok łóżka stała szpitalna aparatura.
Po lewo, były przezroczyste drzwi, a w kącie stał fotel, w którym obecnie
drzemał dorosły mężczyzna z włosami ombre. Chciałam się lekko podnieść, ale
poczułam zbyt duży ból głowy i nogi. Krzyknęłam cicho i z powrotem padłam na
poduszkę, ale ból nie ustąpił. Mężczyzna nagle się zbudził i podbiegł do mnie.
-Jess. Jak dobrze, że się obudziłaś. Już się bałem.-
powiedział troskliwym głosem głaszcząc mnie po włosach, dopiero po chwili
rozpoznałam osobę. Jared.
-Y. Co się dzieje?- spytałam słabym głosem, w głowie
słyszałam szum. Ile bym dała za tabletkę Apapu.
-Miałaś… Wypadek.- głos mu się załamał, poczułam ból w całym
ciele, wysiliłam się na wspomnienia, nie musiałam długo czekać. Za chwilę,
umysł wysłał mi tysiące obrazów z ostatnich dni. Pamięć wróciła. Zerwałam się
na myśl o cenie, dostałam drgawek, zaczęłam krzyczeć i rzucać się na boki.
Jared szybko zareagował, zawołał po doktora i złapałam mnie w nadgarstku
unieruchamiając, mimo to dalej się rzucałam, mimo, ze nie chciałam. Poczułam
wilgoć na nodze od kolana. Za chwilę do pokoju wpadł lekarz z trzema
pielęgniarkami. Krzyczałam imię mojego konia, chciałam uciec, ale oni mi nie
dali. Przypięli mnie do łóżka jak psychola Za chwilę nastała ciemność.
Obudziłam się ze złzami, śnił mi się wypadek. Wiedziałam gdzie
jestem, pomimo bólu byłam wściekła. Rozejrzałam się po pokoju, tym razem byłam
sama. Za drzwiami widziałam dwie sylwetki. Chciałam wstać, ale dalej byłam
przypięta pasami. Wpadłam w panikę, zaczynałam się wyrywać, krzyczeć by mnie
uwolnili, nagle zauważyłam, ze nie czuję prawej stopy Osoba za drzwiami spojrzałam
w mój a stronę i szybko wbiegła do pokoju. Zaraz za nią lekarz. Patrzyłam w
sufi, lekarz zdjął ze mnie kołdrę, druga osoba mocno mnie trzymała i szeptała czułe
słowa, od razu poznałam głos. Igor. Z oczu popłynął ocean łez. Mimo niechęci
spojrzałam na swoje ciało, teraz odkryte. Zesztywniałam. Objęcia Igora puściły,
chłopak odwrócił wzrok, a ja dalej wpatrywałam się w moją nogę, aż dotarła do
mnie prawda. Krzyknęłam z całej siły jedno słowo: NIE. Do pokoju weszła
pielęgniarka i wstrzyknęła mi coś do ręki. Pewnie na uspokojenie, bądź
znieczulenie. To nie było mi potrzebne, Już nic nie było mi potrzebne. Ucięli
mi połowę prawej nogi. Już nic nie miało sensu. Spojrzałam w sufit i wpadłam w furię, która trwała aż do
nadejścia snu.
Kolejne dni mijały monotonie. Budziłam się, płakałam, ktoś
wchodził, wpadałam w furię, zasypiałam.
Pielęgniarki przynosiły mi jedzenie, ale ja tego nie chciałam. Za piątym
przebudzeniem usłyszałam jak lekarz mówi o komplikacja związanych z amputowaną
nogą i wstrząsem mózgu. Nie wiem ile tutaj leżałam, nie zwracałam uwag i na to. Przychodzili na zmianę:
Julka, Igor, Nikola, Rafał. Nikt się nie śmiał, nikt nic nie mówił. I dobrze.
Gdy tylko ich widziałam, myślałam o dniach, które już nie wrócą, gdy bawiliśmy
się na imprezach, gdy tańczyliśmy, skakaliśmy, pływaliśmy. Teraz jestem żałosną
kaleką. Po 8 przebudzeniu nie miałam siły na łzy, nie liczyłam już niczego,
powoli godziłam się z prawdą, albo raczej akceptowałam swoją śmierć.
Obudziłam się po raz kolejny, za oknem padał deszcz.
Rozejrzałam się, byłam sama. Chciałam usiąść, ale nie miałam siły, noga za
bardzo bolała, albo raczej ten zasrany kikut. Na stoliku obok łóżka leżała taca
z jedzeniem, sięgnęłam po szklankę wody. Jak zawsze patrzyłam w ścianę. Drzwi
się uchyliły, spojrzałam w ich stronę, do pokoju wszedł cały zespół. Chłopcy
lekko uśmiechali się, ale nie do końca pewni swojego czynu. Jak gdyby nigdy i nic odwróciłam wzrok. Od
razu miałam oczy jak ze szkła. Tomo przysunął sobie stołek a bracia Leto
usiedli po moich bokach.
-Jess- odezwał się po chwili Jared trzymając mnie za rękę,
starałam się nie reagować na jego głos, ale nie potrafiłam.- Nie możesz tak leżeć.
Słyszeliśmy co mówił lekarz, wszystko jest już dobrze, możesz zacząć cho… poruszać
się. Jedynym twoim problemem jest apatia. Jess. Nie możesz się podać, utrata
nogi to nie koniec świata.
-Co ty możesz o tym wiedzieć.- słowa jakby same wypłynęły z
moich ust, nie mogłam go słuchać. Zacząć chodzić? Z tym kikutem? Chyba sobie
żartuje.
-Ty powinnaś wiedzieć najwięcej na temat wiary i walki.-
wtrącił się Shannon
-Shannon. Powiedz co byś zrobił gdybyś stracił rękę?-
odezwałam się patrząc mu w oczy, nic nie powiedział.- No właśnie.
-Jessica. Są protezy, dasz radę.- odezwał się znowu Jared, a
Tomo sięgnął do torby, której wcześniej nie widziałam. Wyciągnął laptopa.
-Mam coś dla ciebie. Przez te 2,5 miesiąca na każdym
koncercie mówiliśmy o tobie. Opowiadaliśmy twoja historię, nie zważając na
zagrożenie. Prosiliśmy o pomoc rodzinę, by cie wspierali i o to efekt naszej
pracy.- PODAŁ Jaredowi laptopa, a ten położył go delikatnie na moim brzuchu i
wcisnął PLAY. W oczach trzech mężczyzn pojawiła się iskierka nadziei.
Zaczęło się od napisu „THIS IS WAR”, pojawiły się nagrania
fanów z koncertów, zbliżenia na osoby niepełnosprawne i chore. Następnie
pojawiły się historie osób, które zostały poszkodowane w różnych wypadkach i
zostały kalekami. Każda nosiła tytuł „Żywy martwy człowiek/druga szansa”.
Widziałam nagrania osób, które opowiadały o swojej walce, dziewczynę, która oprócz
nogi w pożarze straciła wzrok. Mimo to żyje i dalej walczy, chodzi i bawi się
na koncertach. Wystąpiło w tym projekcie z20 osób niepełnosprawnych. Każda
mówiła co innego, podawała inne argumenty, każda darzyła do jednego: WALCZ. Na
samym końcu były nagrania, gdzie chłopcy stali razem z tłumem Echelon po koncercie
i krzyczeli zawsze jedno zdanie „THIS IS WAR!”. Później były przemówienia osób
‘zdrowych’, którzy błagali mnie bym walczyła i kilka słów od chłopaków.
Faktycznie podniosło mnie to na duchu, łzy płynęły strumieniami. Zamknęłam
laptop i oddałam go Jaredowi. Chłopcy wymienili się spojrzeniami. Podciągnęłam
się do pozycji siedzącej i spojrzałam na nich poczym spuściłam wzrok w kołdrę.
-Przepraszam.- wyszeptałam i wybuchłam płaczem, a chłopcy
tylko uśmiechnęli się od ucha i rzucili się na mnie. Każdy mocno mnie
przytulił.
-Nie masz za co, nie masz za co.- szeptał Shannon, a Jared
głaskał mnie po włosach. Tomo siedział za daleko więc spokojnie, zadowolony z
siebie, czekał na swoją kolej. Po godzinie relacjonowania przez chłopaków trasy
i całego toku wydarzeń z ostatnich miesięcy, musieliśmy się pożegnać. Jutro
mieli koncert w Niemczech, ale obiecali, że jutro wpadną. Po ich wyjściu
poprosiłam lekarza, by pomógł mi…. Wstać.
Pod koniec tygodni zostałam wypisana ze szpitala. Nie
chciałam na razie mieszkać na stajni, pod swoje skrzydła wziął mnie Rafał.
Kolejne dni mijały równie monotonnie jak poprzednie, ale jedno się zmieniło:
walczyłam. Każdego dnia razem z Rafałem ćwiczyliśmy, przysiady, podnoszenie nóg
itp. Marsi odwiedzali mnie co tydzień, czasami była z nimi Emma, a ostatnio
poznałam też Vicky, ale nie za wiele pogadałyśmy, bo Tomasz nie dał nikomu
swojej żony nawet na 2 słowa. Smucił mnie tylko jeden fakt, nigdy nie przyszedł
Nathan. Nie wychodziłam nigdy dalej niż 100 metrów, nie chciałam, by ludzie
widzieli moją ogoloną głowę, efekt wgniecenia po kamieniu, ani luźno zwisającej
nogawki, bez buta. Wiedziałam, ze kiedyś będę musiała wyjść z ukrycia, ale
jeszcze nie teraz. Codziennie oprócz Julki, przychodzili chłopcy z Eneja.
Głównie był to Lolek, Mynio i Długi, ale reszta też bardzo często mnie
odwiedzała. Piękne było jak każdy mnie wspierał, ale i tak czułam się… słabo. Za
każdym razem gdy chciałam iść po picie, jedzenie, czy gdziekolwiek, musiałam brać
kule i kuśtykać na jednej nodze. Dom nie był duży, ale pokonanie 20 metrów z
salonu do kuchni na jednej nodze męczył. Mimo to walczyłam, codziennie
słuchałam różnych motywujących piosenek. Dawałam radę. Zdenerwował mnie jeden
fakt, rocznicę śmierci przeleżałam w szpitalu.