poniedziałek, 30 grudnia 2013

R.XI "This is war"



Tak, no ten tego. Głupia ja zapomniałam o życzeniach, więc najlepszego i wesołych, minionych świąt. XD Oby nowy rok był lepszy niż ten i wgl xD No ten tego xD Tak btw kocham was! Ostatnio jak tu weszłam było 900 wejść i 14 komentarzy, a dziś? 1140 czy coś takiego i co?! 20 KOMENTARZY! Kocham waaas <3 Czekam na jeszcze więcej krytyki xD Przepraszam,że tamten i ten taki krótki, ale... Co tu więcej mówić co? Komputer się zepsuł i mi zeżarł dwa rozdziały ;_; No to Was zostawiam i czekam na krytykę :D 

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i dziwnym kłuciem w ręce. Otworzyłam oczy, ale światło mnie poraziło i szybko je zamknęłam. Dopiero za 3 próbą rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale i tego pożałowałam głowa za bardzo bolała.  Oczy powoli przyzwyczaiły się do światła, pomimo bólu rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były białe, po prawo zobaczyła zasłonięte okno, a obok łóżka stała szpitalna aparatura. Po lewo, były przezroczyste drzwi, a w kącie stał fotel, w którym obecnie drzemał dorosły mężczyzna z włosami ombre. Chciałam się lekko podnieść, ale poczułam zbyt duży ból głowy i nogi. Krzyknęłam cicho i z powrotem padłam na poduszkę, ale ból nie ustąpił. Mężczyzna nagle się zbudził i podbiegł do mnie.
-Jess. Jak dobrze, że się obudziłaś. Już się bałem.- powiedział troskliwym głosem głaszcząc mnie po włosach, dopiero po chwili rozpoznałam osobę. Jared.
-Y. Co się dzieje?- spytałam słabym głosem, w głowie słyszałam szum. Ile bym dała za tabletkę Apapu.
-Miałaś… Wypadek.- głos mu się załamał, poczułam ból w całym ciele, wysiliłam się na wspomnienia, nie musiałam długo czekać. Za chwilę, umysł wysłał mi tysiące obrazów z ostatnich dni. Pamięć wróciła. Zerwałam się na myśl o cenie, dostałam drgawek, zaczęłam krzyczeć i rzucać się na boki. Jared szybko zareagował, zawołał po doktora i złapałam mnie w nadgarstku unieruchamiając, mimo to dalej się rzucałam, mimo, ze nie chciałam. Poczułam wilgoć na nodze od kolana. Za chwilę do pokoju wpadł lekarz z trzema pielęgniarkami. Krzyczałam imię mojego konia, chciałam uciec, ale oni mi nie dali. Przypięli mnie do łóżka jak psychola Za chwilę nastała ciemność.
Obudziłam się ze złzami, śnił mi się wypadek. Wiedziałam gdzie jestem, pomimo bólu byłam wściekła. Rozejrzałam się po pokoju, tym razem byłam sama. Za drzwiami widziałam dwie sylwetki. Chciałam wstać, ale dalej byłam przypięta pasami. Wpadłam w panikę, zaczynałam się wyrywać, krzyczeć by mnie uwolnili, nagle zauważyłam, ze nie czuję prawej stopy Osoba za drzwiami spojrzałam w mój a stronę i szybko wbiegła do pokoju. Zaraz za nią lekarz. Patrzyłam w sufi, lekarz zdjął ze mnie kołdrę, druga osoba mocno mnie trzymała i szeptała czułe słowa, od razu poznałam głos. Igor. Z oczu popłynął ocean łez. Mimo niechęci spojrzałam na swoje ciało, teraz odkryte. Zesztywniałam. Objęcia Igora puściły, chłopak odwrócił wzrok, a ja dalej wpatrywałam się w moją nogę, aż dotarła do mnie prawda. Krzyknęłam z całej siły jedno słowo: NIE. Do pokoju weszła pielęgniarka i wstrzyknęła mi coś do ręki. Pewnie na uspokojenie, bądź znieczulenie. To nie było mi potrzebne, Już nic nie było mi potrzebne. Ucięli mi połowę prawej nogi. Już nic nie miało sensu. Spojrzałam  w sufit i wpadłam w furię, która trwała aż do nadejścia snu.
Kolejne dni mijały monotonie. Budziłam się, płakałam, ktoś wchodził, wpadałam w furię, zasypiałam.  Pielęgniarki przynosiły mi jedzenie, ale ja tego nie chciałam. Za piątym przebudzeniem usłyszałam jak lekarz mówi o komplikacja związanych z amputowaną nogą i wstrząsem mózgu. Nie wiem ile tutaj leżałam,  nie zwracałam uwag i na to. Przychodzili na zmianę: Julka, Igor, Nikola, Rafał. Nikt się nie śmiał, nikt nic nie mówił. I dobrze. Gdy tylko ich widziałam, myślałam o dniach, które już nie wrócą, gdy bawiliśmy się na imprezach, gdy tańczyliśmy, skakaliśmy, pływaliśmy. Teraz jestem żałosną kaleką. Po 8 przebudzeniu nie miałam siły na łzy, nie liczyłam już niczego, powoli godziłam się z prawdą, albo raczej akceptowałam swoją śmierć.
Obudziłam się po raz kolejny, za oknem padał deszcz. Rozejrzałam się, byłam sama. Chciałam usiąść, ale nie miałam siły, noga za bardzo bolała, albo raczej ten zasrany kikut. Na stoliku obok łóżka leżała taca z jedzeniem, sięgnęłam po szklankę wody. Jak zawsze patrzyłam w ścianę. Drzwi się uchyliły, spojrzałam w ich stronę, do pokoju wszedł cały zespół. Chłopcy lekko uśmiechali się, ale nie do końca pewni swojego czynu.  Jak gdyby nigdy i nic odwróciłam wzrok. Od razu miałam oczy jak ze szkła. Tomo przysunął sobie stołek a bracia Leto usiedli po moich bokach.
-Jess- odezwał się po chwili Jared trzymając mnie za rękę, starałam się nie reagować na jego głos, ale nie potrafiłam.- Nie możesz tak leżeć. Słyszeliśmy co mówił lekarz, wszystko jest już dobrze, możesz zacząć cho… poruszać się. Jedynym twoim problemem jest apatia. Jess. Nie możesz się podać, utrata nogi to nie koniec świata.
-Co ty możesz o tym wiedzieć.- słowa jakby same wypłynęły z moich ust, nie mogłam go słuchać. Zacząć chodzić? Z tym kikutem? Chyba sobie żartuje.
-Ty powinnaś wiedzieć najwięcej na temat wiary i walki.- wtrącił się Shannon
-Shannon. Powiedz co byś zrobił gdybyś stracił rękę?- odezwałam się patrząc mu w oczy, nic nie powiedział.- No właśnie.
-Jessica. Są protezy, dasz radę.- odezwał się znowu Jared, a Tomo sięgnął do torby, której wcześniej nie widziałam. Wyciągnął laptopa.
-Mam coś dla ciebie. Przez te 2,5 miesiąca na każdym koncercie mówiliśmy o tobie. Opowiadaliśmy twoja historię, nie zważając na zagrożenie. Prosiliśmy o pomoc rodzinę, by cie wspierali i o to efekt naszej pracy.- PODAŁ Jaredowi laptopa, a ten położył go delikatnie na moim brzuchu i wcisnął PLAY. W oczach trzech mężczyzn pojawiła się iskierka nadziei.
Zaczęło się od napisu „THIS IS WAR”, pojawiły się nagrania fanów z koncertów, zbliżenia na osoby niepełnosprawne i chore. Następnie pojawiły się historie osób, które zostały poszkodowane w różnych wypadkach i zostały kalekami. Każda nosiła tytuł „Żywy martwy człowiek/druga szansa”. Widziałam nagrania osób, które opowiadały o swojej walce, dziewczynę, która oprócz nogi w pożarze straciła wzrok. Mimo to żyje i dalej walczy, chodzi i bawi się na koncertach. Wystąpiło w tym projekcie z20 osób niepełnosprawnych. Każda mówiła co innego, podawała inne argumenty, każda darzyła do jednego: WALCZ. Na samym końcu były nagrania, gdzie chłopcy stali razem z tłumem Echelon po koncercie i krzyczeli zawsze jedno zdanie „THIS IS WAR!”. Później były przemówienia osób ‘zdrowych’, którzy błagali mnie bym walczyła i kilka słów od chłopaków. Faktycznie podniosło mnie to na duchu, łzy płynęły strumieniami. Zamknęłam laptop i oddałam go Jaredowi. Chłopcy wymienili się spojrzeniami. Podciągnęłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na nich poczym spuściłam wzrok w kołdrę.
-Przepraszam.- wyszeptałam i wybuchłam płaczem, a chłopcy tylko uśmiechnęli się od ucha i rzucili się na mnie. Każdy mocno mnie przytulił.
-Nie masz za co, nie masz za co.- szeptał Shannon, a Jared głaskał mnie po włosach. Tomo siedział za daleko więc spokojnie, zadowolony z siebie, czekał na swoją kolej. Po godzinie relacjonowania przez chłopaków trasy i całego toku wydarzeń z ostatnich miesięcy, musieliśmy się pożegnać. Jutro mieli koncert w Niemczech, ale obiecali, że jutro wpadną. Po ich wyjściu poprosiłam lekarza, by pomógł mi…. Wstać.
Pod koniec tygodni zostałam wypisana ze szpitala. Nie chciałam na razie mieszkać na stajni, pod swoje skrzydła wziął mnie Rafał. Kolejne dni mijały równie monotonnie jak poprzednie, ale jedno się zmieniło: walczyłam. Każdego dnia razem z Rafałem ćwiczyliśmy, przysiady, podnoszenie nóg itp. Marsi odwiedzali mnie co tydzień, czasami była z nimi Emma, a ostatnio poznałam też Vicky, ale nie za wiele pogadałyśmy, bo Tomasz nie dał nikomu swojej żony nawet na 2 słowa. Smucił mnie tylko jeden fakt, nigdy nie przyszedł Nathan. Nie wychodziłam nigdy dalej niż 100 metrów, nie chciałam, by ludzie widzieli moją ogoloną głowę, efekt wgniecenia po kamieniu, ani luźno zwisającej nogawki, bez buta. Wiedziałam, ze kiedyś będę musiała wyjść z ukrycia, ale jeszcze nie teraz. Codziennie oprócz Julki, przychodzili chłopcy z Eneja. Głównie był to Lolek, Mynio i Długi, ale reszta też bardzo często mnie odwiedzała. Piękne było jak każdy mnie wspierał, ale i tak czułam się… słabo. Za każdym razem gdy chciałam iść po picie, jedzenie, czy gdziekolwiek, musiałam brać kule i kuśtykać na jednej nodze. Dom nie był duży, ale pokonanie 20 metrów z salonu do kuchni na jednej nodze męczył. Mimo to walczyłam, codziennie słuchałam różnych motywujących piosenek. Dawałam radę. Zdenerwował mnie jeden fakt, rocznicę śmierci przeleżałam w szpitalu.

czwartek, 26 grudnia 2013

R. VIII Wypadek



Obudziłam się wtulona w Pinkiego. Powoli wstałam, ale pożałowałam tego. W głowie mocno mi szumiało, a świat wirował. Kac morderca nie ma serca… Musiałam jednak wałczyć, nie pamiętałam do końca wczorajszego dnia, ale pamiętałam o pracy. Spojrzałam na zegarek, 5:00. Trzeba się zbierać. Wstałam, dookoła otaczali mnie śpiące ciała splątane ze sobą. Zobaczyłam Mirka z jakąś dziewczyną, Czaplaya z siostrą Rafała i Julkę śpiącą koło Kojrysa. Podeszłam do niej i ją szturchnęłam nogą, raptownie się obudziła.  Wiedziała o co chodzi więc od razu się podniosła.  Poszłyśmy w stronę Mirka.
-Co się dzieje ?- zapytał wpółprzytomny.
-Mirek, my musimy wracać.                     
-A! To ty! Jasne, e…. zadzwoń do… Waldiego.- powiedział i poszedł dalej spać, a ja zgodnie z poleceniem zadzwoniłam do mężczyzny. Chwilę później czekał już na nas pod domem. Wsiadłyśmy do granatowego busa i odjechałyśmy.
Całą drogę przejechałyśmy w ciszy, a raczej połowę, bo drugą połowę spałam. Waldi i tak rzadko się odzywał, a my cierpiałyśmy po imprezie. Na miejscu byłyśmy o 11:30. Pożegnałyśmy znajomego i poszłyśmy do domu, każda wzięła szybki prysznic, wypiłyśmy po szklance wody mineralnej i zmusiłyśmy się do zjedzenia po jednej kanapce. Byłyśmy na wpół żywe, ale trudno. Poszłyśmy na plan.  Od razu przywitała nas w nienajlepszym nastroju Emma.
-Dziewczyny, rozumiem, miałyście wolne, ale gdzie do cholery byłyście ?!
-Przepraszamy, ale zaspałyśmy i dlatego. Byłyśmy… W Olsztynie.
-CO ?! Ja… Eh, dobra. Macie szczęście, bo nieco dłużej zajęło się z innymi scenami, zaczynacie o 14, idźcie się przygotować i konie.- powiedziała sucho i poszła, zgodnie z poleceniem każda poszłam do namiotu i wzięła swój strój, następnie lekki make up i poszłyśmy ubierać konie, ja miałam najlepiej, bo miałam białą suknię więc Cenę ubierał Igor. Jako, że miałyśmy jeszcze 40 minut, konie stały z luźnym popręgiem i zajadały trawę, a ja poszłam do a’la świetlicy. Na miejscu spotkałam Nathana.
-No, no. Spóźnienie, nie ładnie.-odezwał się gdy tylko weszłam. Spojrzał w moją stronę i stanął jak wryty. Oczy miał szeroko otwarte, a jego twarz wyglądała jakby zobaczył ducha.
-Aż tak źle?
-Y, nie. Przeciwnie. Sukienka podkreśla twój biust.- zaśmiał się i już ogarnął, podał mi scenariusz.
-Którego nie mam.
-Nie no, nie narzekaj. Biustu to nie ma Tomo, ale ty i Jared macie. Zwłaszcza Jay po koncercie. Wiesz, że ma już 17 staników?
-Super, nie no ekstra wiadomość. Mam prośbę. Możesz mi jeszcze raz wytłumaczyć c dzisiaj gram?- podeszłam bliżej, a chłopak zaczął wyjaśniać mi całą scenę. Niby trudne to nie było, ale musiałam pilnować emocji, nie mogłam być skupiona na jeździe. Miałam jechać w głupiej suknie galopem, uciekać przed dziewczynami, przejeżdżam przez strumień i nagle pułapka. Idzie śmiać czy coś takiego.. Ważne było żebym była przerażona, ale zarazem walczyła, podłodze mam się odwrócić i spojrzeć na dziewczyny. Będzie to dla mnie trudne, bo zaraz za strumieniem musze patrzeć na dziewczyny, szybko się odwrócić i w sekundę zatrzymać Cenę.
Było już mało czasu, poszłam z Nathanem do koni, wszystko gotowe, ruszyliśmy na plan. Chłopak dawał mi ostatnie rady, a ja już wsiadałam na konia.  Poszłyśmy z dziewczynami na łąkę gdzie miałyśmy się rozgrzać. Zobaczyłam okropny wzrok Julki i poczułam się nieswojo, ale musiałam o tym zapomnieć. Ważna była scena. Cena była strasznie rozproszona, starałam się ją uspokoić, ale co chwila rozglądała się na boi nie wiedzieć czemu. Nadszedł czas sceny, wszyscy ustawili się koło kamer, która były na wyciągu. Usłyszałyśmy jedno słowo „Akcja” i ruszyłyśmy. Jechałam przeciętnym galopem, starałam się jak najmocniej, ale suknia mnie denerwowała, zbliżyłyśmy się do strumienia, odwróciłam się. Serce biło jak szalone, nagle kamera poruszyła się ze zgrzytem, a Cena odskoczyła w bok, wpadła do strumienia i potknęła się na skały. Byłam odwrócona, nie złapałam równowagi. Poleciałam do przodu, w powietrzu przekręciłam się na plecy, myślałam, że upadnę na ziemię, ale się myliłam. Poczułam mocny ból głowy, spojrzałam przed siebie i zobaczyłam galopującą Cenę przez moje nogi, nagły ból przeszył całe moje ciało i nastała cisza i bezsilność. Nie czułam niczego. Zamknęłam oczy. Otworzyłam je po chwili, nade mną stali wszyscy, dziewczyny stał przerażone nad nogami, Nathan klęczał nade mną i głośno krzyczał, przybiegli bracia Leto i Tomo, zaraz po nich Emma z  telefonem w dłoni. Chciałam wstać, powiedzieć, że nic mnie nie boli, ale nie mogłam. Nie mogłam ruszyć niczym. Emma kucnęła nade mną, z oczu ciekły jej łzy, byłą przerażona. Coś czerwonego kapnęło mi po oku. Zamknęłam oko i nastała ciemność. 
________________
Krótko, ale co tu więcej pisać. Czekam na krytykę.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świątecznie

Z przekazem na smutno:


Dzisiaj Wigilia, za oknem przez chmury przebijały się promienie słoneczne, prużył lekki, ale przyjemny śnieg. Dzieci za oknem bawiły się na placu zabaw, z okien sąsiednich kamiennicy widać było ulatniający się dym, prawdopodobnie gotowali lub piekli potrawy Wigilijne. W szybach odbijały się światełka z choinek, gdzieniegdzie słychać było różne kolędy. Było południe, z każdą chwilą liczba dzieci malała, co chwila kolejna matka wołała swoje pociechy do domu.  Była jednak jedna mała dziewczynka, która nie wyszła, a jej dom był przeciwieństwem mieszkania ich sąsiadów, bowiem rodzina zna przeciwka było rodziną katolicką, od rana słychać było u nich przygotowania do kolacji, ale nie krzyki i zamieszanie, jak u niej, było tam spokojnie i miło. Co chwila otwierały się drzwi, otwierała je mała dziewczynka, miała 9 lat i śliczne rude włosy związane w dwa warkocze, a na jej szyi wisiał naszyjnik z podobizną Matki Boskiej. Dziewczynki spoglądały na siebie, czarnowłosa Sara patrzyła na nią z lekką zazdrością, ale i radością. Często przyglądała się mieszkaniu w tle, widziała nieco otyłą kobietę o równie rudych włosach jak jej córka. Z budowy dzieci były podobno, ale różnica byłą jedna i ogromna. Sara nie miała nóg. Gdy tata rudowłosej wracał do mieszkania zazwyczaj z różnymi siatkami bądź pudłami, dziewczynka zamykała drzwi. Sara zrezygnowana odjeżdżała na wózku i zamykała swoje. Nigdy jednak nie sięgała do najwyższego zamka więc w każdej chwili ktoś mógł je otworzyć. Wracała do swojego pokoju, dom był specjalnie przystosowany dla niej, żadnych schodów, stopni czy minimalnych wzniesień. Co prawda mieszkała na 1 piętrze, ale miała windę więc to nie stanowiło problemu.
Od rana je rodzice krzątali się zestresowani po mieszkaniu, dziewczynka wjechała do swojego pokoju, zamknęła drzwi i wróciła do swojego ulubionego zajęcia, rysowania. Pomimo swojego młodego wieku jej talent już się ujawnił. Rysowała właśnie małego kucyka bez jednej nóżki, był odsunięty od stada, które zerkało na niego z wyraźnym obrzydzeniem i złością. Był to obraz odzwierciedlający jej uczucia. Tak o to widziała siebie wśród innych dzieci. Narysowała jeszcze jednego kucyka, który wysunął się na przód stada i przyjaźnie zerkał na trzynogiego wyrzutka. Miał rudą grzywę zaplecioną w warkocze. Gdy już skończyła obraz schowała go do książki i wyjęła kolejną kartkę. Narysowała małą choinkę, a obok niej jej rodzinę: 14 letniego brata Krzysia, mamę i tatę. Każdy był zadowolony, szczęśliwy. Przed nimi stał stół pełen potraw. Sara miała jeden problem, nie umiała rysować talerzy, ale nie stanowiło to zbytniego błędu, który zepsułby obraz. Zadowolona spojrzała na woje dzieło i udała się z uśmiechem na ustach do jadalni.
-Mamo ! Mamo ! Popatrz, mam cos dla ciebie!- zawołała radośnie do kobiety, która właśnie chodziła z kuchni do jadalni z różnymi talerzami. Co chwila krzyczała do mężczyzny, który stał w kuchni za blatem i przyrządzał jedzenie, był bardzo zdenerwowany i jeszcze głośniej krzyczał na żonę różne wyzwiska. Oboje byli tak zajęci, że nawet nie zauważyli dziecka. Zrezygnowana i smutna odwróciła się i ruszyła do pokoju brata.
-Krzyś? Krzyś!- zawołała, ale ten nie słyszał. Miał na uszach słuchawki i grał na komputerze w jakąś grę. Sara widziała tylko kawałek karabinu, który strzelał do ludzi. Jej smutek zmienił się w złość. Wycofała się trzasnęła drzwiami z całej siły. Jej matka zareagowała, krzykiem.
-Co ty wyprawiasz do cholery!? Sara won do pokoju i nas nie rozpraszaj!- oczy dziewczynki zapiekły, ruszyła do pokoju i jak gdyby nigdy nic spojrzała przez okno. Znowu widziała tłum dzieci bawiących się ze sobą. Zobaczyła też dwoje ludzi huśtających swoją córkę na huśtawce. Łzy wypłynęły na wierzch, serce zabolało. Chciała chociaż raz przeżyć takie święta jak rodzina zna przeciwka.
Nastał wieczór, rodzice nieco się uspokoili. Na stole było już wszystko, 12 potraw, naczynia, obrus. Krzyś włączył telewizor, leciał akurat Kevin sam w domu. Rodzice zajęli się filmem  popijając wino. Sara obserwowała ich w skupieniu, za chwilę wybuchła
-Mamo. Czemu jesteście tak zapatrzeni w ten ekran?! Oglądacie to po raz kolejny, nigdy jednak nie śpiewaliśmy kolęd, nie rozmawialiśmy. Nigdy te święta nie były wesołe! Od rana się kłócicie, krzyczycie, Krzysiek siedzi na komputerze! Nikt nawet nie zauważył, ze coś dla was zrobiłam! Zuzia zna przeciwka jest wesoła, jej rodzice na spokojnie wszystko robili, a ona im pomaga. Nikt się nie kłóci, każdy się uśmiecha! Czemu u nas tak nie jest?!- wszyscy patrzyli na nią oszołomieni. Takie słowa z ust dziesięciolatki były doprawdy zdumiewająca. Pierwsza zareagowała matka.
-Wyjdź.- odezwała się spokojnym głosem.- WYJDŹ!- teraz krzyczały przez łzy, ojciec ujął ją w ramiona. Sara wściekłą i smutna wyjechała z jadalni, ale nie do pokoju. Wyjechała na korytarz. Usłyszała tylko jeszcze parę zdań matki: „Ja jej nie cierpię! Ten potwór! Mówiłam, żeby ją zostawić!” „Jak ja mogłam chować potwora bez nóg, takie dziwolągi zawsze są podłe!” „urodziłam kosmitę, czemu ja?!” Słowa obcych osób bola, ale najbardziej bolą te od osoby, którą się kochało.  Sara cicho zaszlochała. Drzwi sąsiadów się otworzyły, rudowłosa dziewczynka wyszła przed mieszkanie i się uśmiechnęła. Obie się uśmiechnęły, Sara odwróciła wózek, rudowłosa podała jej rękę. Były już przy drzwiach kiedy wózek Sary zjechał an schody i dziewczynka poleciała wraz z nim. Przeturlała się na sam dół, leżała na karku, z głowy leciała jej krew, wózek leżał na niej, jedno koło było wygięte. Dziewczynka zawołała rodziców, którzy zaraz wybiegli przed mieszkanie. Zaraz za nimi rodzicie Sary. Matka dziewczynki już nie była zła. Zbiegła przerażona i uklękła przy ciele córki. Zaraz za nią ojciec. Krzysiek stał w drzwiach oszołomiony. Matka płakała i błagała Boga by zwrócił jej córkę. Przepraszała za swoje grzechy i błagała o litość Katolik by pomyślał: W końcu Wigilia, czas cudów. Prawda jest taka, że cudy się nie dzieją. Dziewczynka się nie obudziła. Za chwilę przyjechało pogotowie, które wezwał ojciec rudowłosej. Zabrali ciało Sary. Matka stała i krzyczała, by ja oddali. By ją ratowali, ale to na nic. Wszystko to obserwowała rudowłosa. Patrzyła spokojnie na przyjaciółkę, z którą nigdy nie rozmawiała, ale wiedziała, ze nią była. Spojrzała na rodziców swoich, później Sary, spojrzała na ziemię. Leżała na niej książka, wystawała z niej kartka, pod nią druga. Wyciągnęła obie. Zobaczyła stado kucy, ujrzała w nich siebie i przyjaciółkę. Spojrzała na drugi rysunek. Cicho zapłakała, spojrzała z obrzydzeniem na rodzinę dziewczynki i wróciła do domu. Tamtego wieczora już nikt się nie uśmiechał. Każdy tylko modlił się za Sarę.
Następne lata w domu rudowłosej mijały jak poprzednie, ale nie licząc tego z wypadkiem Sary. Rudowłosa codziennie odwiedzała grób przyjaciółki, opowiadała jej co się u niej działo. W Wigilie zawsze odwiedzała cmentarz, przychodziła do niej z prezentem, czytała jej fragment książki, którą znalazła po wypadku. Która należała do niej. Kilka lat po jej śmierci, gdy miała już 18 lat przyszła znowu. Opowiedziała jej co słyszała z domu je rodziców. Opowiedziała o Krzyśku, który wyrzucił komputer z domu, zaczął dbać o rodzinę, znalazł dziewczynę. Są razem szczęśliwi. Rodzice Sary już więcej na siebie nie krzyczeli, chodzili szczęśliwi, modlili się, śpiewali kolędy, nigdy nie oglądali w telewizji. Jej matka w Wigilię dwa lata wcześniej założyła fundację na rzecz odrzucanych dzieci, a ojciec nigdy nie przeklinał. Gdy kończyła streszczać przebieg wydarzeń, zauważyła jasną, rozmazaną pustać na końcu uliczki. Postać przypominała dziewczynkę, na wózku, o czarnych włosach. Uśmiechnęła się, kiwnęła do rudowłosej i odjechała dalej, w las. Po chwili odleciała z wiatrem. Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę przed siebie po czym spojrzała na grób i powiedziała jedno zdanie: „Też się cieszę, że zmieniłaś tych ludzi.” Po chwili jeszcze dodała „Szkoda, że mądrość przychodzi zawsze za późno”. Odeszła. Przychodziła ponownie co roku, aż do jej śmierci. Miała 78 lat. Zginęła w Wigilię. Nie miała już siły chodzić więc jeździła na wózku. Jechała właśnie na cmentarz, kiedy jedno kółko zjechało ze schodów i pociągnął ze sobą cały wózek i staruszkę. Kobieta zginęło na miejscu, pochowano ją obok przyjaciółki. Od jej śmierci nikt nie odwiedzał ani jej, ani jej przyjaciółki. Spoczęło samotnie na cmentarzu, obie zginęły w Wigilię, obie na wózku. Dwie przyjaciółki, jedna śmierć
________________________
Morał tego jest taki: Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Ale jesteśmy nastroju świątecznym tak? To powiem wam jedno: Święta to czas radosny. Czas, który spędzamy z rodziną, przyjaciółmi. Nie popełniajcie tego samego błędu co rodzina Sary. Nie kłóćcie się, nie krzyczcie. To nie czas na stres, to czas miłości i pokoju. To czas rodzinnego ciepła, nie chorych sprzeczek. Pamiętajcie, że ważne jest to co teraz i tu. Za dwa lata nie będziecie mogli naprawić błędów z dzisiaj. Pamiętajcie! 


Świątecznie inaczej:.

Wieczór Wigilijny zbliżał się wielkimi krokami! Za dwie godziny mieli zjawić się pierwsi goście. Iza krzątała się po domu z uśmiechem na ustach, z radia leciały kolędy i świąteczne piosenki. Rafał nakrywał do stołu, a Darek trzymał małą Magdę, która zakładała gwiazdę na czubek choinki. Wszystkie dania były prawie gotowe, jeszcze tylko przyprawić i udekorować. Ojciec pomógł Rafałowi, każdy cicho nucił piosenkę „All I want for Christmas is You”. Wybiła 16;00, wszystko było gotowe, rodzina była w komplecie. Iza z Darkiem siedzieli na krzesłach po prawej stronie stołu, dzieci siedziały po bokach rodziców, naprzeciwko siedzieli rodzice małżeństwa. Zaczęli się modlić, podzielili się opłatkiem. Każdy złożył najpiękniejsze życzenia jakie tylko wymyślił. Zaczęli kolację. Matka Darka chwaliła barszcz Izy, a dzieci wierciły się nie mogąc doczekać się prezentów. Gdy już każdy zjadł 12 potraw nadszedł czas na podarunki. Dzieci rzuciły się do swoich paczek. Magda dostała różową gitarę, a Rafał 6 książek. Rodzice Darka dostali sklejkę ze zdjęciami z rodziną oprawione w drewnianą ramę, a rodzice Izy dostali bilet na wyjazd do Grecji w sierpniu.  Młode małżeństwo otrzymało od dzieci książkę kucharską, a od swoich rodziców kosmetyki. Iza dodatkowo otrzymała od męża piękny naszyjnik, ale! Nie to było ważne! O północy poszli na Pasterkę. Stali na zewnątrz kościoła i śpiewali kolędy. Kobieta trzymała na rękach córkę żeby lepiej widziała żywą szopkę. Po całym wydarzeniu pewien mężczyzna zatrzymał na chwilę Izę. Obejrzała się zdziwiona, zobaczyła Piotra Roguckiego, swojego idola z dawnych lat. Kiedyś chodziła na jego koncerty, ale musiała przestać przez studia i rodzinę.
-Czy my się… -zaczął wokalista, ale Iza mu przerwała.
-Spadam. Zostaniesz sama…- zanuciła, a Rogucki tylko się uśmiechnął.
-Wiedziałem, że cię kojarzę Iza. Nigdzie nie pomyliłbym tej twarzy. – uśmiechnął się objął ją ramieniem. Ostatnio widziała go 9 lat temu. Pominęłam fakt, że oprócz miłości do jego muzyki, oboje byli dobrymi przyjaciółmi póki kontakt się nie zerwał. Teraz wszystko było po staremu. Iza przedstawiła mu swoją rodzinę, wymienili się historiami z minionych lat. Znowu zostali przyjaciółmi. Cuda jak widać się zdarzają. Wigilia łączy ludzi.
__________________

O to i proszę Świątecznie. Nie podoba mi się na wesoło, ale cóż. Wolę jednak pisać tragedię... Teraz czekam na krytykę i idę sprzątać dom :) Mam nadzieje, że weźmiecie sobie to do serca! Pewnie jeszcze jutro tutaj wpadnę więc na razie niczego Wam nie życzę xD Papa :)