środa, 26 lutego 2014

R. XII "Dwie strony medalu"

Krótko, ale proszę. Nawet się z niego cieszę :)




Tydzień z panem Leto minął dość… szybko. Ledwo co przyleciał, ręka się zagoiła, a ten już ucieka. No cóż, ale chociaż zdążyłam mu pokazać okolice, nie obyło się bez stajni.  Żałowałam tylko, że nie udało mi się go zrzucić,, bo było by śmiesznie.  No, ale! Było minęło, czas wracać do życia. Środek lipca, a ja siedzę w domu i się lenie. Czas wyjść z domu!  Jako, że był środek tygodnia na ulicach Olsztyna mimo wakacji nie było tłumu. Ruszyłam powoli do Rafała. Z grafiku na stronie LemONa powinni być u siebie, bo mają za 3 dni koncert u nas. Żeby się upewnić napisałam do Adama i miałam rację… choć nie do końca. W domku był tylko Adam, Budyń i Andrzej.  Na miejscu powitali mnie drinkiem, co mnie nie zdziwiło.  Usiedliśmy na tarasie i wymienialiśmy się wrażeniami z ostatnich czasy, ale ja skupiłam się bardziej na zachowaniu Adama. Był nieco… zagubiony. Po kryjomu smyrnęłam go stopą pod stołem, a on jak na zawołanie spojrzał w moją stronę. Pytająco kiwnęłam głową, a on odpowiedział kiwnięciem w stronę pomostu. Oboje przeprosiliśmy towarzystwo i ruszyliśmy w dane miejsce. Usiedliśmy na krańcu drewnianego molo, Adam zanurzył stopy a ja położyłam się na plecach, chwilę postem gitarzysta poszedł w moje ślady.
-Co jest?- spytałam po chwili ciszy, ale Adam tylko głośno westchnął- No mów, wiesz, że nie dam ci spokoju.
-No wiesz. Zastanawiam się.
-Nad czym?
-Nad LemONem.
-W jakim sensie?
-Wiesz, że to miało być przelotnie. Jedna akcja na kacu, a tu takie o! Problem jest taki, że trasa idzie pełną parą, płyta wydana, wywiady, praca w studiu, a tu zaraz znowu nauka się zacznie, a o rodzinie nie wspomnę. Nie wiem czy dam radę sobie z tym poradzić.
-Eh, Adam.  Wolisz rozsądnie, czy słodzenie?
-W tym przypadku zwykłą pomoc.
-Dobrze, a więc.- przekręciłam się i położyłam mu się na brzuchu, tak jak zawsze gdy musimy poważnie porozmawiać, ale z pewnym luzem. Żeby się nie stresować zaczęłam bawić się jego włosami.- Patrząc na to wszystko z dwóch stron masz dwa wyjścia. Jedno, możesz zostać i starać się pogodzić wszystko, bo wiadomo, że kochasz muzykę. Patrząc na Czaplaya jest to możliwe. ALE. Masz też drugie wyjście co dla mnie jest rozsądniejsze, ale ryzykowne. Odejście. Jesteś młody, uczysz się, rodzina, dziewczyna, wszystko. Na karierę muzyka masz dużo czasu, a jak nie skończysz studiów, a LemON się rozpadnie? Będziesz musiał zaczynać od nowa i wszystko będzie trudniejsze, albo możesz to na tyle pieprzyc, że będziesz miał już całe życie pod górkę. Tak samo jak miała moja mama. Jeden mały błąd i całe życie harówki.
-Pocieszasz.- westchnął i przewrócił oczami.
-Niestety, Jessi jest jak Kosa! Zero litości. – puściłam mu oko, a jemu od razu uśmiech (choc minimalny) wrócił na twarz- Musisz sam zdecydować, ale to tak wygląda. Są dwie strony medalu. Obie ryzykowne.  Gdy zrezygnujesz będziesz miał pewniejszą przyszłość, ale… Nie wiem co kryje się w twoim sercu. Nie wiem co jest dla ciebie ważniejsze. Sam musisz to wyczuć. Ja ci mogę pomóc dalej, ale tutaj sam musisz wybrak.
-Wiesz, że cie kocham? – uśmiechnął się szerzej, a ja z nim.
-Przypominam, że pan Horościo jest zajęty.- pokazałam mu język.
-A no tak! W razie czego jesteś pierwsze w kolejce jak zerwiemy.
-Eeej odpukac w niemalowane, bo mnie Maia zabije. –zaśmiałam się i położyłam powrotem obok.  Po tych szczerych wyznaniach od razu przypomniał mi się Nathan i Rafał. Już liczyłam, że zapomnę, że będzie ok. Znowu. Wspomnienia tamtych dni, kłótnia, kłamstwa, wypadek. Wszystko to wróciło w jednej sekundzie. Jak na zawołanie zaczęła mnie noga bolec w miejscu am… Eh. Nienawidzę tego słowa. Dobrze, że akurat przyszła Maia, bo jeszcze bym się rozkleiła.
-Witam państwa.- zawołała radośnie kładąc się pomiędzy mnie i Adama.
-Witam, witam. Właśnie opowiadałem Jess jak bardzo cie kocham.- powiedział słodko Horoszczak przesuwając się bliżej swojej dziewczyny. Zaśmiałam się cicho i powoli wstałam.
-To ja gołąbeczki zostawię, bo jeszcze od tłoku znowu Maia zaczniesz mdleć. –puściłam do niej oko i odeszłam. Przypomniał mi się dzień ich poznania. Pierwsze koncerty LemONa, stoimy w pierwszym rzędzie, tłumy ludzi, a ona co? Zaczyna mdleć. Adam chyba nie był przyzwyczajony, bo przerwał grac i zeskoczył ze sceny do niej. Tak go to przeraziło, że nawet gdy zabrali ją lekarze szedł z nią. Jak dla mnie od początku koncertu na nią patrzył, ale on uparcie twierdzi, że wystraszył się jej omdlenia, a później po prostu się zakochał, ale no cóż. Piękne było jak na nią patrzył, czy od początku, czy potem. Ważne, że są ze sobą i są szczęśliwi.  Adam to jednak też jest szczery dziewczyna ledwie się obudziła, a ten ją pytaniami zarzuca! Tu niby pyta o samopoczucie, a za chwilę pyta o jej imię, numer, stan cywilny. Szczery chłopak był nie ma co. Do tego to ich pierwsze spotkanie. Tu niby ma się odezwać po koncercie, czy na pewno jest zdrowa, a tu nagle zabiera ją na spacer na nasz pomost i ni stąd ni zowąd ją całuje. Mówiłam, że to miłość, ale nie… To tylko zauroczenie. Jessica wie co się święci! I proszę. Są parą? Są. Jessica zawsze ma rację. I ta słodka scena po koncercie, za kulisami były bukiety, a Adamek jeden sobie wziął i podarował Mai. No czyż nie słodko? Dobra bo aż mi się samotnie zrobiło. Przyśpieszyłam krokiem i poszłam do swojego domku.  Złapałam laptopa, którego zabrałam 2 dni temu Myniowi i sprawdziłam Facebooka. Oczywiście tysiące postów o zbliżającym się koncercie Marsów, ale też niespodzianka. Pierwszy raz Tomislav  do mnie napisał. Otworzyłam wiadomość, chłopaki proszą żebym dzisiaj o 19:30 już mojego czasu (Wow, posili się żeby sprawdzić) weszła na Skype, bo mają sprawę. Spojrzałam na zegarek. 13:49. Trochę czasu mam. Chłopaki się zwinęli na miasto, Maia i Adama buszują u siebie. Do Rafała na razie wolę nie wpadać. Złapałam więc telefon, słuchawki, długopis i zeszyt. Gdzie teraz? Las.
Spokój, cisza. Jedynym hałasem tutaj jest wiatr kołyszący gałęziami drzew i odgłosy ptaków. Słoneczko ładnie świeciło, leśne aromaty dawały mocno o sobie znać. Głęboko wciągnęłam zapach wolności i powoli wypuściłam je ustami. Usiadłam na kamieniu, ciężko mi będzie odciąć się od dźwięków lasu, ale muzyka jest przyjemniejsza przy pisaniu. Przynajmniej dla mnie. Włożyłam słuchawki, włączyłam muzykę.
„Oh, misty eye of the mountain below
Keep careful watch of my brothers' souls
And should the sky be filled with fire and smoke
Keep watching over Durin's sons”
Poleciały pierwsze dźwięki piosenki idealnej na ten klimat, a ręka sama zaczęła kreślić teksty. Nawet nie zauważyłam jak z minut zrobiły się godziny, a słońce zaczęło zanikać za horyzontem. Dopiero sms obudził mnie ze snu na jawie.
„Jess! Skype!”-Shannon. No tak! 19:39 ! Wstałam, zebrałam rzeczy i szybko ruszyłam do domu. Troszeczkę się spóźniłam, ale ci. Odpaliłam laptopa, zalogowałam się i zadzwoniłam do przyjaciół, a zamiast nich zobaczyłam bilet na samolot. Do Stanów. Z Polski. Za 3 tygodnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz